Jednym z najciekawszych aspektów życia z zespołem deficytu uwagi i zespołami pokrewnymi jest ciągłe przyłapywanie się na czymś. Poznawanie samego siebie 🙂
A wśród tego łapania się na tym i owym kto wie, czy najbardziej fascynujące nie jest przyłapywanie się na innym niż u innych wyskalowaniu wewnętrznych miar i wag. Łapać się tu na gorącym uczynku o tyle trudno, że nigdy nie byłem nie sobą i nie wiem, jak to jest być kimś innym, więc nie mam możliwości porównania. Ale…
Od dawna widzę, że mam mniejszą niż większość ludzi potrzebę wszystkiego. Nie chodzi tu tylko o diogenejskie obserwacje czynione na placach targowych i w galeriach handlowych. Chodzi przede wszystkim o to, że wszystko przeżywam mocniej. Wszystko, począwszy od nieistotnych pierdół przez zajęcia pisarskie po sprawy najważniejsze w życiu człowieka. W związku z tym każde przeżycie, także drobne, jak gdyby na dłużej mi wystarcza, ale zarazem wysysa więcej energii. Od dawna też podejrzewałem, że może to moje urojenia, może tylko mi się tak wydaje, no bo jak zmierzyć i porównać.
Szlajam się ostatnio po lekarzach. Lekarz pierwszego gniazdka na dzień dobry zmierzył mi ciśnienie, zdziwił się, że bardzo wysokie, ja też, bo z przyczyn hipochondryczno-arytmicznych pilnuję go i mam jak trzeba. Godzinę później byłem u pań pielęgniarek na jakimś badaniu, jedna była Ukrainką więc tym bardziej wzięło mnie na żarciki, one spytały, czy miałem mierzone ciśnienie, no to mówię że tak, ale proszę mi zmierzyć jeszcze raz bo chyba byłem zestresowany wizytą u lekarza i wyszło mi bardzo wysokie, a u pań to się tak wyluzowałem, że na pewno mi spadło. A tu guzik z pętelką, dalej wysokie.
Wróciłem od lekarza, zmierzyłem, normalne. Poszedłem do lekarza, zmierzyłem, wysokie, chociaż wizyty u lekarza raczej mnie nudzą niż stresują. I tak siedem razy. Wreszcie poszedłem do lekarza z własnym ciśnieniomierzem, który zacząłem podejrzewać o oszukiwanie mnie. Dopiero wtedy pojąłem. Siedemnasty raz odkryłem kolejne nieznane wcześniej pokłady mądrości zawartej w pamiętnym stwierdzeniu przewodniczącego komitetu przeciwpowodziowego w Koźlu mówiącym, iż zbyt wysoki poziom wody w Odrze spowodowany jest zbyt niskim ulokowaniem tamtejszego wodowskazu…
Wam, o ile wiem, podnosi ciśnienie ktoś, kto Was wkurza. Albo ktoś, z kim łączy Was zapał miłosny. A mnie podnosi ciśnienie każdy kontakt z ludźmi. Mam głębiej zanurzony wodowskaz. Taka ciekawostka.
Odnoszę jeszcze wrażenie, niemierzalne oczywiście, że w związku z powyższym wszystkie moje kontakty z ludźmi są bardziej intensywne. Tzn. odczuwane przeze mnie jako takie. I to jest wrażenie całkiem miłe, nie chciałbym żeby się zmieniło. Natomiast niemiłe jest to uczucie zmęczenia, wyzucia z energii przez samo to, że się z kimś rozmawia albo choćby tylko przebywa w jednym pomieszczeniu, choćby w poczekalni do doktora.
Mam taką daleką znajomą, z którą lubię się raz na rok spotkać, bo wykazuje wiele podobnych cech osobowości. Niedawno wróciła z wesela kuzynki szwagra w jakimś zamku przerobionym na hotel aż we Francji i spytałem ją, jak się bawiła. Wspaniale, mówi, napiłam się wina, wyszalałam się, poznałam kupę świetnych ludzi… Zabrakło jej słów i zakończyła tak:
– Znasz mnie, więc zrozumiesz. Było tak super, że po północy musiałam na godzinkę zamknąć się w pokoju i sobie popłakać.