Nawyk posłuszeństwa i wierzenia wytwarza u księdza poważne skostnienie władz umysłowych i wielką bojaźliwość ducha. Trzeba, żądając od każdego kandydata na księdza dyplomu uniwersyteckiego, okazać surowość przy egzaminie z filozofii. Poza czytaniem filozofów nie widzę nic, co mogłoby wyzwolić rozum i rozproszyć księżą apatię. Drugą przeszkodę w sekularyzacji księdza stanowi celibat. Trzeba opóźnić o dwa lata przystąpienie do służby i ograniczyć trwanie ślubów do lat pięciu. Rzym początkowo zaprotestuje, potem ustąpi, żeby się tylko chciało i umiało wziąć do tego. Kler izoluje się od społeczeństwa i dąży stale do zrekonstytuowania się w kastę: stąd jego wieczne intrygi, roszczenia i skryte manewry. Trzeba doprowadzić do tego, żeby księży mianowali parafianie, trzeba uzależnić ich bardziej od merostwa, a trochę mniej od biskupa; związać ich z ciałem nauczycielskim i poprzez małe inspekcje uczynić ich odpowiedzialnymi przed radami miejskimi i rektorami. Wreszcie, skoro religia jest ostatecznie dobrem publicznym, trzeba zmusić ich do udzielania ślubów i pogrzebów bez spowiedzi. W ten sposób ksiądz stanie się obywatelem, człowiekiem wykształconym, światowym i wcześniej czy później skorzysta ze swobody zapewnionej mu przez czasowość ślubów, ażeby stać się ojcem rodziny: wtedy będzie koniec z religią i kapłaństwem. Czy protestantyzm jest religią? Czy pastorzy to księża?
Żołnierz jest czymś analogicznym do księdza. Wojna jest faktem nienormalnym tak jak kult, faktem, który z czasem zniknie; gdyby nawet ludziom zabrakło woli, zniknie on wskutek siły ich środków, uczoności ich przywódców i praw rozwoju ludzkości, które przyczynią się do tego. Zawód wojskowego ma działy i specjalności, lecz wszystkie specjalności wojskowe są tylko specjalnościami naukowymi i przemysłowymi. Robotnik rolny jest w armii piechurem, stajenny kawalerzystą, a artylerzystą jest chemik, mierniczy lub architekt. Podział uprawnień podporządkowany jest wymogom bitwy. Długa praktyka wykazała, że jeżeli dwie stutysięczne armie mają się bić tak, żeby w ciągu godziny połowa walczących została zabita, trzeba podzielić te armie na kompanie, szwadrony, bataliony i kolumny, dowodzone przez tyluż przywódców podporządkowanych jedni drugim i wykonujących w mgnieniu oka rozkazy generała. Ten arytmetyczny ciąg posłużył do ustalenia żołdu i zasług jednostek: problem rozdziału uposażeń został rozcięty niczym węzeł gordyjski szablą Aleksandra. Dowodzenie armiami wymaga wielkiego geniuszu, rozległych i różnorodnych wiadomości; pod tym względem nie zamierzamy nie doceniać wysokich kwalifikacji Vaubana, Turenne’a czy Bonapartego. Ale jeśli pominąć naczelnego dowódcę, który jest zarazem administratorem, dyplomatą, geografem, matematykiem itp., jeśli pominąć oficerów specjalnych broni i tych, których ambicja skłania do studiowania filozofii swego zawodu, to suma inteligencji potrzebna żołnierzowi jest tak niewielka, że po pewnym czasie służby można u niego zauważyć znaczne przytępienie władz umysłowych, a zwłaszcza poczucia moralności. Zaledwie młody człowiek, mieszczanin czy wieśniak, wstąpi do wojska, a już zapomina o rodzinie, przyjaciołach, uczuciach i wierzeniach: zmienił ojczyznę – mieszczanin jest jego wrogiem, wieśniak niewolnikiem. Ręce jego oduczają się pracować; w koszarowej atmosferze ubożeje rozum; godność osobista wyradza się w tępą apatię, słabo maskowaną aroganckim i brutalnym sposobem zachowania się. Kokietki, kobiety lubiące górować lub też wyposażone w inne dziwaczne cechy chętnie na ogół poślubiają wojskowych: doświadczenie pokazało, że spośród wszystkich mężów oni właśnie są najbardziej ulegli, łatwi do prowadzenia i najmniej przenikliwi. Mitologia utrwaliła tę obserwację w alegorii: „Mars był zawsze przyjacielem Wenery”. Zwróćcie uwagę, że poeta nie mówi, iż był przyjacielem Pallady lub Junony, tylko przyjacielem Wenery: nie wymaga to komentarzy. Do utrzymania armii potrzebna jest aprowizacja, dostawy: wiadomo, co należy sądzić o rachunkowości wojskowej, począwszy od ksiąg kaprala w kuchni, a skończywszy na buchalterii ministra. Wszystko tam jest przedmiotem spekulacji: ubranie, bielizna i obuwie, żywność, pasza, amunicja, szpitale. Jakaż może być moralność żołnierza w obliczu tylu kradzieży, głośnych nawet wśród klasy przemysłowców, którzy bywają narzędziem lub wspólnikami spekulantów?
Rozkładowy wpływ żołnierskiego zawodu działa nie tylko na jednostki: oddziaływa również na gospodarkę społeczną, zagrażając jej porządkowi i istnieniu. Dzieła ducha wojskowego można poznać z daleka po rozbitej ziemi, zahamowaniu płodności, zarazie. Dodajcie do tego, że każdy wielki wojownik był ciemięzcą swego kraju albo miał w tym kierunku skłonności. Deprawacja charakteru żołnierzy oddaje wspaniałe przysługi planom ambitnego dowódcy. Gdy w latach 92 i 93 La Fayette i Dumouriez chcieli ruszyć przeciwko Konwentowi, armia, która ich kochała, opuściła ich: składała się bowiem z poborowych, a ci byli obywatelami. W kilka lat później Bonaparte, łamiąc konstytucję i uzurpując sobie wszystkie władze, miał za wspólników bohaterów spod Arcole i Marengo: ich uczucia obywatelskie miały już czas się zużyć. W kolizji między władzą a ludem na próżno liczyłoby się na inteligencję bagnetów: nie ma inteligentnych bagnetów poza bagnetami gwardii narodowych, toteż rządy dynastyczne nie chcą ich. Ta niechęć wskazuje nam niebezpieczeństwo i środki zaradcze jednocześnie. Niech w przyszłości każdy obywatel będzie żołnierzem; niech niestała gwardia narodowa zajmie miejsce armii stałych; niech czas służby wojskowej będzie skrócony o trzy czwarte; niech z ćwiczeniami wojskowymi łączą się prace przy zalesianiu, karczowaniu, kanalizacji itp.; niech gwardie miejskie i gwardie niestałe konkurują ze sobą w służbie wewnętrznej; niech gwardie te bratają się ze sobą nieustannie. Duch lat 1793 i 1830 był zapowiedzią tej reformy: jaki to demon rwie ciągle wątek naszej równości? Słyszę, że deputowani nasi boją się Bastylii: niech więc przerobią prawo poborowe!
Jak religia i wojna są niczym dla nauki i rozumu, tak dla kapłaństwa i armii nie ma miejsca w porządku politycznym. Rodząc się, społeczeństwo przynosi ze sobą na świat pewne instytucje nienormalne, a jednak konieczne; porównuję je chętnie do owych mlekonośnych narządów, które ukazują się na korzonku roślin w okresie kiełkowania i które wysychają i obumierają, gdy tylko roślina podrośnie. Rola żołnierza i księdza dobiega końca: zanim jednak będziemy dziękować Bogu za ten postęp, starajmy się nań zasłużyć.
O ustanowieniu ładu w społeczeństwie, cyt. za: Pierre Joseph Proudhon, Pisma wybrane, Warszawa 1974, przeł. Jadwiga Bornstein, Halina Mortimer, Barbara Sieroszewska, Bolesław Wścieklica.