Bezrząd tak, chaos nie

W cyklu „Pod ławką” staramy się dociec, czy w szaleństwie ministerstwa, które to wrzuca do Kanionu Lektur, to wyciąga zeń te same tytuły, jest jakaś metoda. W poprzednich odcinkach ustaliliśmy ponad wszelką wątpliwość słuszność tezy ucznia Gałkiewicza, iż lektur szkolnych nikt nie czyta, nawet ludzie tak kulturalni i na wysokości jak kolejni eksperci kolejnych ministrów edu. Wykryliśmy również, że utwory zawierające sceny całowania kończyn duchowieństwa trafiają do Kanionu Lektur łatwiej i trudniej są z niego usuwalne niż utwory ww. scen nie zawierające.

Dziewiętnastowieczna „Zbrodnia i kara”, nad którą zegniemy dziś kręgosłupy, to sześć części po milion stron każda plus epilog. Gałkiewicz, przestań szczypać Strzelecką! O czym ja ostatnio mówiłem?!

– Ostatnio pan psor mówił o dziewiętnastokrotnej zbrodni Ikara w Kanionie Lektur. Ikar był synem Dedala uwięzionego w labiryncie ludzkich spraw za to, że, jak podaje Wikipedia, pomógł Pacyfie w odbyciu stosunku z bykiem…

– Milcz!!! Dlaczego Kanion Lektur nazywamy Kanionem Lektur?

– Kanion Lektur nazywamy Kanionem Lektur dlatego, że „kanon lektur” nie chce nam przejść przez gardło, a to z kolei dlatego, że kanon to zbiór powszechnie uznawanych wzorców. Raz na epkę kanon może się zmienić, ale nie częściej. Epka to my teraz mówimy w slangu uczniowskim na epokę. No więc np. do kanonu zasad prawnych należy ta, że prawo nie działa wstecz, natomiast nie należy ta, że od 30 lutego mandat za nieprawidłowe parkowanie wynosi 120 zł. W kanonie lektur może się zatem znaleźć Norwid, a nie może…

– Dobrze, siadaj. A ty, Strzelecka, nie wierć się, nawet jeśli Gałkiewicz trochę ci dokucza. Młodość musi się wyszczypać.

Jak podaje na poświęconej „Zbrodni i karze” stronie rządowa Zdehumanizowana Platforma Edukacyjna, „świat w utworze utrzymany jest w konwencji powieści realistycznej i psychologicznej”. Odrzucając pokusę analizy zjawiska utrzymywania świata w utworze, przyznaję, że z grubsza się to zgadza. Za to dzisiejsze realia i stan nauk psychologicznych nie zgadzają się z tymi z XIX w. Wystarczy spojrzeć na losy bohaterów „Zbrodni i kary” przez pryzmat wspomnianego całowania kończyn, a powieść Dostojewskiego na naszych oczach z realistycznej przeistoczy się w surrealistyczną, bohaterowie zaś okażą się psycholami jak jeden mąż. Oto już w pierwszej części macocha Soni całuje jej nogi „przez cały wieczór”. W części trzeciej Razumichin w miejscu publicznym pada na kolana i całuje naprzemiennie kończyny górne Duni i Pulcherii, która także rzuca się na Razumichina w celu ucałowania jego dłoni. W części czwartej Sonia ma nieszczęście być obcałowywaną na obu swoich levelach: Raskolnikow całuje ją w stopę, a Katarzyna „wpija się pocałunkami” w obie jej ręce. W piątej Poleńka obsypuje pocałunkami kończyny dolne swojej matki nieboszczki. W szóstej Katia całuje w rękę Swidrygajłowa, a Raskolnikow Pulcherię, czyli swoją matkę, w nogi.

Raskolnikow rusza z belki startowej, aby ucałować stopę Soni na scenie Teatru Fredry w Gnieźnie. Fot. Archiwum TF

Ale uwaga! Wszystkie całowane u Dostojewskiego kończyny są na całej swej długości laickie, może nawet świeckie. Sądzę, że to dlatego na Zabiedzonej Platformie Edukacyjnej jej naczalstwo wyjaśnia zdezorientowanemu nauczycielstwu, iż lekcję poświęconą „Zbrodni i karze” należy poprowadzić w takim kierunku, aby odsłonić religijny wymiar czego tylko się da. Po przebrnięciu przez „fazę przygotowawczą” zajęć (sprawdzenie listy obecności itp.) nauczyciel wkracza śmiało w „fazę realizacyjną”, w ramach której „zwraca uwagę na istotne kwestie wydźwięku »Zbrodni i kary«”. Kwestie te są aż dwie. Po pierwsze, „Twórczość Fiodora Dostojewskiego była i jest rozpatrywana pod kątem religijności”. Po drugie, „»Zbrodnię i karę« można odczytywać jako moralitet. Konflikt wartości odbywa się w duszy głównego bohatera”.

Nauczycielowi oddaje się do dyspozycji „środki dydaktyczne” takie jak rzutnik multimedialny, tablica interaktywna i film „Prof. Hartman o »Zbrodni i karze«” (rzuca się w oczy brak trzcinki-wskaźnika) oraz pięć metod nauczania („podająca: wyjaśnienie; problemowa: rozmowa; eksponująca: film; praktyczna: ćwiczenia; aktywizująca: metoda sytuacyjna”). Nie ma się co dziwić, że zasypany lawiną możliwości nauczyciel trochę nam głupieje i kiedy „zapowiada, że przedmiotem szczegółowej obserwacji w tej części zajęć będzie konflikt wartości w »Zbrodni i karze«”, konflikt ów wymyka mu się spod kontroli i z duszy bohatera w sposób niezapowiedziany przenosi się na zewnątrz tejże duszy. Podzieliwszy bowiem uczniów na grupy reprezentujące racje Raskolnikowa i Soni, nauczyciel poleca grupie pierwszej wskazać „przyczyny, które doprowadziły bohatera do zbrodni”, wśród których mają być m.in. „obserwacja nierówności społecznych, przekonanie o własnej wyjątkowości, chęć naprawy świata, racjonalizm, »prosty rachunek« – jedno życie w zamian za sto innych”. Drugą grupę pedagog pyta „na czym opiera się system etyczny bohaterki »Zbrodni i kary«” i od razu podpowiada grupie: „np. rola wiary w życiu Soni, wierność zasadom dekalogu, wiara w boską sprawiedliwość, przekonanie o nienaruszalności boskich praw, skromność, miłosierdzie, poświęcenie dla rodziny”. Zarąbista Platforma Edukacyjna bardzo konkretnie instruuje pedagoga, do jakich wniosków ma on doprowadzić swoich uczniów: „Uczniowie, pracując w zespołach, powinni podać następujące wnioski: powieść neguje prawdy moralne poprzez przedstawienie postaw konkretnych bohaterów. Swidrygajłow – nihilizm autodestrukcyjny (odrzucenie praw moralnych przez bohatera prowadzi do samobójstwa), Łużyn – nihilizm egoistyczny (bohater odrzuca prawa moralne dla własnej korzyści), Lebiezatnikow – nihilizm groteskowy (poglądy głoszone przez bohatera ujawniają jego małość i śmieszność)”.

Nihilizm autodestrukcyjny w akcji na scenie Teatru Maska w Rzeszowie. Fot. Przemek Wiśniewski

Do stu tysięcy ekspertek minister Psunabudessy! Uczniowie nie mają szansy dojść do ww. wniosków, ponieważ anonimowy autor Zbytecznej Platformy Edukacyjnej odkrywa tu taki podział nihilizmu, jaki nie tylko nie istnieje, ale wręcz nie daje się przeprowadzić. Kryterium jakiegokolwiek podziału czegokolwiek musi być jedno! Nie da się podzielić nihilizmu na autodestrukcyjny, egoistyczny i groteskowy, tak jak nie da się podzielić psów na szariki, kulawe, spaniele i wzdłuż! Czy już naprawdę nikt poza mną nie rozumie kawału z brodą opowiadającego, jak to jechały dwa tramwaje, jeden czerwony, a drugi w lewo?

W zakładce „Przeczytaj” Zabójcza Platforma Edukacyjna zaskakuje i ucznia, i nauczyciela, skupiając się na Maksie Stirnerze. Najpierw cytuje peerelowskie dzieła Bogusława Muchy („Raskolnikow podbudował swoją teorię tezami Hegla, Stirnera i Kanta”) i Bohdana Urbankowskiego („Siła jest u Stirnera prawem i sankcją”). Potem cytuje samego Stirnera i zachwycona swoją zmyślnością wygłasza tezę tak niemądrą, że aż szkoda, że znowu anonimową; ogłasza mianowicie: „Należy pamiętać, że Dostojewski ukazuje dramat głównego bohatera Zbrodni i kary, żeby w istocie skrytykować myśl humanistyczną Maxa Stirnera”. Fanfary, fujary!

W bogatej spuściźnie Dostojewskiego i wspomnieniach jego współczesnych nie ma najmniejszej wzmianki o tym, aby rosyjski pisarz czytał Stirnera. Nie można wykluczyć, że czytał, bo czytał dużo. Ale mógł też nie czytać. Stirner jest jednak niezbędny beneficjentom Zjejczałej Platformy Edukacyjnej, aby na końcu mogli zamieścić słowniczek trudniejszych wyrażeń, których znowu są aż dwa: anarchizm i anarchizm indywidualistyczny. W dwóch krótkich zdaniach stanowiących ten słowniczek kłamie się cztery razy po dwa razy i osiem razy raz po raz. Kłamie się, że anarchizm postuluje „nieograniczoną wolność jednostki”, kiedy już nawet anarchiści z kapel jabol punkowych w co drugim refrenie śpiewają o tym, że ich wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych. Wyjątkowo pechowo kłamie Zhellenizowana Platforma Edukacyjna, kiedy grecki źródłosłów anarchía tłumaczy jako „bezrząd, chaos”. Pech polega na tym, że słowo chaos też pochodzi z greki, zatem chaos po grecku to nie anarchía, tylko cháos.

Minister Psunabudessa skąpana we krwi uczniów i jej ekspertka skąpana we krwi lichwiarek

Najlepsze na koniec. „Na zakończenie analizy konfliktu wartości nauczyciel proponuje uczniom zabawę pt. »Co by było, gdyby?«. Młodzież ma stworzyć drzewko decyzyjne, z pomocą którego dokona analizy prawdopodobnych rozwiązań fabularnych w powieści: Gdyby Raskolnikow odziedziczył spadek… Gdyby nie spotkał Soni…”

Jak się bawić, to się bawić. Widzęć, Gałkiewicz, że bardzo chcesz nam pokazać swoje drzewko decyzyjne i wyjaśnić, jak rozwiązujesz zarysowany w powieści konflikt wartości, ten węzeł jeszcze bardziej gordyjski od węzła, który od tygodnia widzę na sznurowadle twoich chińskich glanów.

– Panie psorze, ja zgłaszam nieprzygotowanie, bo trzymałem drzewko decyzyjne w kuchni i matka myślała że to koper i zakisiła z ogórkami, wskutek czego nie nadaje się ono do zastosowania dydaktycznego w celu rozwiązania konfliktu wartości.

– Poradzimy sobie. Strzelecka, podejdź do tablicy interaktywnej i narysuj Gałkiewiczowi jego drzewko decyzyjne.

– Wstydzę się.

– Rysuj, nie dyskutuj! To, że nie mam wskaźnika, nie znaczy, że nie mogę wobec ciebie zastosować aktywizującej metody nauczania!

– Tylko to ma być porządna choinka decyzyjna, nie jakiś łysy chojak, żebym sam musiał wymyślać wszystkie swoje decyzje – zastrzegł Gałkiewicz i zastrzygł uszami, aż wiatr poszedł po klasie i powyrywał wszystkim uczniom kolczyki razem z pępkami i uszami.

Kiedy drzewko decyzyjne było gotowe, Gałkiewicz popatrzył na nie z uznaniem, po czym, uniósłszy się ociężale do półpionu, przemówił, zerkając to na drzewko, to pod ławkę:

– Po pierwsze, glany moje nie są chińskie, tylko kupione na Allegro, mogę pokazać moralitet, znaczy się paragon. Jeśli natomiast chodzi o konflikt wartości, to z mojego drzewka decyzyjnego jasno wynika, że jest to konflikt między prawdami rozumu uosobabio… reprezerwanto… ucieleśnianymi przez Raskolnikowa, a prawdami, prawda, wiary, których roznosicielką jest Sonia. Wielki rosyjski pisarz pomaga nam zrozumieć, znaczy się, uwierzyć, że w starciu z wiarą rozum zawsze stoi na straconej pozycji. Gdyby ludzie słuchali się rozumu, nie respektując zasad dekalogu, wszystkie staruszki byłyby już dawno pozabijane, tymczasem mają one prawo żyć sobie spokojnie i nawet na koszt społeczeństwa jako emerytki. Zrozumienie tego ułatwiła mi eksponująca metoda nauczania, w ramach której Jan Hartman pro przyznaje na taśmie filmowej, że nie pamięta „Zbrodni i kary”, ale pamięta, że jak każdy młody i ambitny człowiek miał takie same niemoralne myśli jak Raskolnikow. Jak pisze autor posłowia Andrzej Knapik nie wiem czy pro, mądrość Soni nie polega na rozumie, ale na milczącym przyjmowaniu cierpienia jako drogi odkupienia, dzięki czemu ostatecznie okaże się zwycięska w starciu z przelewającą krew mądrością intelektu. My jako uczniowie powinniśmy brać wzór z Soni i milcząco znosić cierpienia, nawet jeśli mamy chęć krzyczeć z rozkoszy, że np. czytamy właśnie „Zbrodnię i karę”. Powinniśmy także zaprzestać myślenia, które w procesie edukacji jest czynnikiem szkodliwym, zbędnym. Wspomniany już autor posłowia, ja coś czuję, że jednak pro, wskazuje niezgodę na myślenie jako fundamentalną ideę Dostojewskiego. Wprost pisze, że refleksja i kult myśli odrywa człowieka od natury, wyobcowuje go z ludzkiej społeczności, a w dalszej konsekwencji pozbawia wewnętrznego ładu i moralnej intuicji, co nieuchronnie prowadzi do rozpadu i degradacji osobowości, a tego chyba byśmy nie chcieli.

– Czekaj, ja ci coś nie wierzę… W którym numerze „Wprost” to było?

– A o czym ja ostatnio mówiłem? Nie „Wprost” pisze, tylko wprost pisze! Autor posłowia! Knapik Andrzej, wydawnictwo Zielony Orzeł, nie, Sowa, 2011 rok, kupiłem za 15 zeta plus zsyłka na Alledrogo. Od siebie mogę dodać, że chęć naprawy świata prowadzi w prostej linii do nihilizmu, chaosu, bezrządu i nierządu, a mam też taką moralną intuicję, że gdyby Raskolnikow wierzył w boską sprawiedliwość, to nie dopuściłby się zbrodni nacjonalizmu.

– Racjonalizmu!

– No przecież mówię. Na szczęście na koniec się nawrócił, dzięki czemu wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Co prawda nawrócił się na prawosławie, ale w rosyjskiej książce nie mógł inaczej. Książka ta bardzo mi się podobała. Została ona napisana w celu potępienia anarchizmu. Szkoda tylko, że autor, który potrafi przez sto stron opisywać srom Raskolnikowa spowodowany ciągłym myśleniem o zbrodni, tak powierzchownie opisuje wątlutką pierś Soni falującą ze wzburzenia podczas rozmowy z Rodionem o Bogu i że ta wątlutka pierś pozostaje cały czas pod ubra…

– Dobrze, bardzo dobrze, celująco, siadaj! Nigdy jeszcze żaden uczeń nie odczytał tak zgodnie z wytycznymi ministerstwa tak skomplikowanego dzieła! Aż sobie zapamiętam ten konflikt między mądrością Soni polegającą na nierozumności a przelewającą krew mądrością intelektu, przyda mi się za rok przy kolejnym roczniku, nauczyciel musi nieustannie podnosić swoje kwalifikacje. Z ciebie jeszcze będą ludzie, Gałkiewicz!

– Ku chwale ojczyzny, panie psorze. Widzisz, Strzelecka? Geniusz cię podszczypywał, a ty narzekałaś.

Polska Zjednoczona Platforma Edukacyjna nie przytacza tej tezy, ale wielu miłośników „Zbrodni i kary” nazywa ją pierwszą powieścią kryminalną. Niesłusznie już choćby dlatego, że od początku wiemy, kto zabił, ale jeśli jakieś wątki mogą wciągnąć współczesnego czytelnika, to chyba tylko podejmowane przez Raskolnikowa próby uniknięcia sprawiedliwości. Kwestia, czy go złapią, jest bardziej zajmująca od „konfliktu wartości” również dlatego, że żaden konflikt wartości, który mógłby być żywy do dziś, w „Zbrodni i karze” nie występuje. Nawet Zmyślna Platforma Edukacyjna nie potrafi nazwać wartości, jakie miałyby stać za postawą Raskolnikowa. Nie wyobrażam sobie ucznia, który będzie się dziś głowił, czy bieda studenta uprawnia go do mordowania staruszek. Współcześni Raskolnikowowie zabijają raczej z bogactwa niż z nędzy; dwaj nasi uciekli właśnie jeden do Emiratów, drugi do Niemiec, i też nie ciekawią nas przyświecające im „wartości”, tylko czy ich złapią. Słynny „prosty rachunek” Raskolnikowa przeżywał krótkotrwały renesans po ataku na World Trade Center, kiedy rzeczywiście można było rozważać, czy prezydent ma prawo moralne wydać rozkaz zestrzelenia samolotu z kilkudziesięcioma niewinnymi pasażerami, żeby ocalić kilkaset niewinnych osób na ziemi. W kraju mimo wszystko bardziej niż carska Rosja demokratycznym warto dać młodzieży do myślenia o konflikcie wartości i prostym rachunku, pytając nie o to, czy zarąbaliby dwie kobiety, gdyby im brakowało kasy, ale np. czy chętnie poddaliby się wysiedleniu, gdyby byli mieszkańcami wsi położonej obecnie na dnie zbiornika Racibórz.

Jak się troszkę zastanowić, to i „wartości” reprezentowane przez Sonię nie za bardzo się dziś nadają na wartości. Są to ulubione afrodyzjaki mizoginów, klasyczne „cnoty niewieście”, spośród których na pierwszy plan wybija się idiotyzm słodki, autodestrukcyjny i groteskowy zarazem, każący kobiecie iść na Sybir za psychopatycznym bandziorem w imię wierności nie wiadomo czemu, za podszeptami jakiegoś nieprzekonująco nakreślonego „Boga”. Oto w czasach plagi samobójstw wśród młodzieży jako wzór godzien naśladowania podsuwa się tej młodzieży pokorne cielę, które nie popełnia samobójstwa tylko dlatego, że samobójstwo byłoby „grzechem”!

Najgorzej poszło zmęczonemu własną powieścią Dostojewskiemu jej zakończenie. Nawet anonimowy gamoń ze Zdeprawowanej Platformy Edukacyjnej zauważył: „epilog jest słaby, cichy – ten zabieg jest konieczny, tu następuje odrodzenie człowieka”. Dlaczego opis odrodzenia człowieka musi być słaby, gamoń pro nie wyjaśnia. Mnie epilog wydaje się nieludzki wobec ucznia, który przebrnął przez te intelektualne błonia po to tylko, żeby na końcu Raskolnikow poszedł do łóżka z Ewangelią zamiast z Sonią.

W miejsce Dostojewskiego polecam Wam książkę pisarza zakazanego, który przybrał pseudonim Boris Akunin, bo chciał się podpisywać B. Akunin. Akunin jest synem Gruzina i Żydówki. Miał nieszczęście urodzić się w Związku Radzieckim, zatem po jego upadku stał się obywatelem Rosji. Po aneksji Krymu Akunin wyjechał do Londynu, gdzie mieszka do dziś. Ponieważ otwarcie potępia napaść na Ukrainę, Moskwa ogłosiła go ekstremistą i terrorystą i wycofała jego książki z księgarń. Wiele tych książek opisuje zbrodnie i kary w dawnej Rosji, ale o ileż ciekawiej, niż książki Dostojewskiego! Kiedy podstawowym środkiem literackim stosowanym przez tego ostatniego jest dłużyzna, u Akunina jest to skrót. Rzućcie okiem na pierwsze zdania „Zbrodni i kary” i porównajcie je z garścią zdań z pierwszej strony powieści Akunina „F.M.”, a od razu zobaczycie różnicę:

„W początku lipca, pod wieczór niezwykle upalnego dnia, pewien młodzieniec wyszedł na ulicę ze swej izdebki, którą podnajmował od lokatorów przy ulicy S-ej, i powoli, jakby niezdecydowany, skierował się ku mostowi K-mu. Na schodach szczęśliwie uniknął spotkania ze swoją gospodynią. (…) Za każdym razem, przechodząc mimo, młodzieniec doznawał jakiegoś chorobliwego uczucia lęku, które go napełniało wstydem i wywoływało grymas. Już dużo był winien gospodyni i obawiał się ją spotkać”.

„Któregoś lipca (daty Rulet ostatnio dosyć słabo kleił) wylazł zupełnie sztywny ze swojej chaty, którą wynajmował na Sawwińskiej. Miał trzęsawkę, gębę całą siną – chyba nawet w trumnie ludzie ładniej wyglądają. No więc wylazł i poszedł sobie w stronę mostu Krasnołużskiego, nie bardzo łapiąc, dokąd właściwie lezie i po co. (…) Za pokój już drugi miesiąc nie płacił – no i chuj. Już któryś dzień z rzędu nic nie jadł – i też chuj”.

Różnice widać jak na dłoni. A skąd podobieństwa? „F.M.” to zabawna, choć wyrafinowana gra ze „Zbrodnią i karą”. Na głównego bohatera awansował tu tropiący zabójcę staruszek Porfirij Pietrowicz. Akcja rozgrywa się jednocześnie w co najmniej dwu rzeczywistościach: współczesnej, gdzie narkoman Rulet znajduje rękopis nieznanej wersji „Zbrodni i kary”, i na kartach tegoż apokryfu. Akunin każe czytelnikowi rozwiązywać po drodze zagadki o wiele ciekawsze od tej, czy Dostojewski czytał Stirnera i czy Raskolnikow zrozumiał coś z Biblii. Omawiać ich szczegółowo nie ma ani miejsca, ani potrzeby. Chciałbym jednakowoż zacytować i w miarę możności uczynić skrzydlatymi na tyle, aby dotarły do uszu wszystkich ekspertów wszystkich ministrów edu, słowa narkomana Ruleta. Dialog ma miejsce wtedy, kiedy Rulet pokazuje swoje znalezisko „magistrowi filozofii”, a ten, czując, że ma do czynienia z oryginałem arcydzieła, chce wypożyczyć manuskrypt do ekspertyzy.

„– Ruleta chcesz zrobić w ciula? Nawet nie próbuj. Możesz se ekspertyzować… – pomyślał i poprawił się: – ekspertować. Ale papiery zostaną u mnie”.