Rolnik polski wziął flagę, pół litra i kamizelkę odblaskową i pojechał do miasta protestować. Przeciw czemu protestuje, nie bardzo wiedział, ale jak się Tusk spotkał z paroma wsiowymi bystrzakami, to potrafili wydukać, o co im chodzi. Protestują zatem przeciw Zielonemu Ładowi, zwłaszcza w tej części, która zabrania im zaorać wszystko co mają, ale każe ugorować trzydziestą część pól żeby ptaki miały się gdzie lęgnąć i żeby w Polsce rosło coś oprócz ziemniaków i kukurydzy. W Zielonym Ładzie nie podoba się też rolnikowi polskiemu obowiązek fotografowania wywożonego na pola gnoju. Wrogo nastawiony do unijnych norm rolnik polski w pełni je akceptuje, kiedy chodzi o napływ nie spełniającej tych norm żywności z Ukrainy. Rolnik polski protestuje zatem przeciw humanitarnej decyzji Brukseli zezwalającej na zaniżenie tych norm w ramach pomocy napadniętej przez Rosję Ukrainie. Wreszcie rolnik polski nie zgadza się na tranzyt zboża ukraińskiego przez Polskę, bo jego zdaniem dochodzi do kupowania tego zboża na czarnym rynku, więc niech sobie je Ukraińcy wożą przez Skandynawię albo przez góry Słowacji. Kiedy dokładniej się wsłuchać w bełkot rolnika polskiego, który zdążył już napocząć swoje pół litra, okaże się, że nie domaga się on, żeby cofnąć czasowe pozwolenie na import żywności o zaniżonych normach albo skutecznie zwalczać biurokrację okołoobornikową i czarny rynek zbożowy. Nie, lekarstwem na wszystkie dolegliwości rolnika polskiego ma być zamknięcie granicy z Ukrainą, dlatego rolnik już ją blokuje. W szkole nie był orłem i zrozumienie, że po obustronnym zamknięciu granicy dostałby w dupę takim rykoszetem, że wylądowałby we własnym silosie, przerasta jego możliwości. Musiałby podjąć wysiłek zrozumienia, co to jest trzydziestomiliardowa nadwyżka Polski w stosunkach handlowych z Ukrainą. A dużo lepiej niż myślenie idzie polskiemu rolnikowi palenie opon i napadanie na ukraińskich kierowców i na tym się on skupia.
rolnicy protest
Co powiedział Tusk po spotkaniu z chłopkami-roztropkami? Że popiera polskiego rolnika, że złożone przez polskiego rolnika „propozycje rozwiązań dotyczą zmiany polityki europejskiej” i że „jego rozmówcy mówili, iż chcą wesprzeć Ukrainę, ale nie kosztem polskiego rolnika”. To czyim, kurwa, kosztem, pytam się, rolnik polski chce wesprzeć Ukrainę, jeśli nie kosztem polskiego rolnika? Jak ja próbuję wspierać Ukrainę, to robię to kosztem polskiego poety i na rolnika się nie oglądam.
Wpatrzona w wieśniaka polskiego jak w obraz Krystyna Naszkowska zachwyca się na łamach Wyborczej wylewaną przez niego gnojowicą i palonymi oponami. Wzywa do zachwytu także opornych: „Czegoś takiego w historii europejskich protestów jeszcze nie było. Nie było takiej skali i takiej solidarności między narodami. I takich szans na sukces. Te wszelkie blokady, rozrzucanie obornika w miastach, palenie opon i tym podobne rzeczy, z jakimi mamy do czynienia w niemal wszystkich unijnych krajach, są dla nierolników niezwykle uciążliwe. Każdy zwykle gdzieś się spieszy, a tu nagle musi korzystać z wielokilometrowych objazdów albo tkwi godzinami w jednym miejscu, bo droga jest zamknięta przez sznur ciągników. Jednak we Francji, Hiszpanii, Niemczech rolnicy mogą liczyć na zrozumienie, czasem wręcz na gesty sympatii ze strony mieszkańców miast – jakaś knajpa dowozi im posiłki, ktoś dostarcza gorące napoje, przechodnie podnoszą dwa palce w geście zwycięstwa. U nas raczej nie. W Polsce pod tekstami, które naświetlają problemy rolników, wylewa się złość, zawiść, całkowity brak zrozumienia”. Koniec naświetlenia.
Błędne jest założenie, pani redaktor, że kiedy wieśniaki w traktorach trąbią od rana pod moimi oknami, uniemożliwiając mi pisanie wierszy, to ja się wkurwię na rząd i UE, a do wieśniaków pobiegnę z gorącymi napojami. Nie, prędzej im na łby wyleję z okna te gorące napoje. Jeszcze bardziej się wkurwię i jeszcze bardziej na nich, kiedy nie dotrę na lekcję ukraińskiego, bo zablokowali mi trasę dojazdową do szkoły. Natomiast w ogóle nie wkurwię się na rolnika o to, że ma nowoczesny traktorek, co Naszkowska mi przypisuje, żeby móc oskarżyć „miastowych” o nieuzasadnioną niechęć do wieśniaka polskiego: „Mamy w końcu XXI wiek. Także na wsi. I chyba pora, by ludzie w mieście to zaakceptowali”. Akceptuję to w pełni, pani redaktor, może sobie rolnik w swoim traktorku nawet jacuzzi i pralkę do onuc zainstalować, nic mi do tego. Niech tylko nie trąbi mi pod oknami. Ja, jeśli się nie zgadzam z polityką dotyczącą rynku książki, to nie jadę na wieś i nie sram rolnikowi polskiemu pod jego krasnalem ogrodowym ani nie gram mu pod oknem hymnu państwowego na wuwuzeli.
Red. Naszkowska podziela troskę rolnika polskiego o standardy UE. „Na nasze stoły trafia żywność, która nie spełnia unijnych standardów. Nie wiemy, czym te importowane kurczaki były karmione, jakie ilości antybiotyków im podawano, by szybciej rosły, nie wiemy, w jakich warunkach trzymane są kury, od których jajka teraz jemy, nie wiemy, ile nawozów i jakie środki chemiczne zakazane w Unii zostały użyte przy produkcji zbóż. To nie dotyczy tylko Ukrainy, ale także innych krajów, z których Unia sprowadza żywność”. A co ten rolnik polski tak się nagle o los kur zatroszczył? A co pani redaktor wie o warunkach, w jakich trzymane są kury w Polsce? Skąd pani wie, ile nawozu użył rolnik polski, skoro nie zgadza się on tego dokumentować?
Na koniec zwrócę się do samego rolnika polskiego, tym chętniej, że sam mnie zaczepiał. Słuchaj, chłopie. Napisałeś sobie na jednej tabliczce „Głód poczujesz, rolnika uszanujesz”, a na drugiej „Bez naszej pracy będziecie głodni, nadzy i trzeźwi”. Serdecznie pierdolę twoją pracę, polski rolniku, i liczę na wzajemność. Jak ja byłem głodny, to ty jeszcze bawiłeś się w UFO krowimi plackami. Myślisz, że ja nie potrafię tak zakopać pół kartofla w ziemi, żeby mi z niego dziesięć całych wyrosło? Sam sobie napchaj ryło swoją dobrą bo polską słoniną, tylko potem powstrzymaj się od pierdzenia, jak jesteś w mieście, bo jebie jednocześnie ścierwem i gównem, a tu filharmonia blisko. Co do trzeźwości, jakbyś ją za moim przykładem zachowywał, na pewno w znacznym stopniu spowolniłbyś ubytki mózgu pod spoconym czołem.
A propos czoła. Na banerku napisałeś sobie, chłopino, „Cały Kraj na jednym jedzie wozie. Polski Chłop targa ten wóz w znoju i pocie czoła”. Uważaj, żebyś się niechcący na dyszel nie nadział niczym Azja syn Taty Buhaja. Jeśli o mnie chodzi, możesz przestać targać wóz i wrócić do prób wzniesienia się w powietrze na krowim placku albo targać cokolwiek innego za traktorem. Żebym ja na twoim wozie jechał, musiałbyś dać radę mnie na niego wsadzić.
Na plandece nabazgrałeś: „Niech Bruksela żre robaki, my wolimy schabowy i ziemniaki”. Znamy twoje nawyki żywieniowe i gorąco cię namawiamy do ich zmiany. Nie zmuszamy, namawiamy. Ponawiamy przy okazji ekoterrorystyczny apel o ograniczenie spożywania alkoholu.
Na przyczepce twojej widzę hasło “Stop dla żywnośći z poza UE”. Nie ma potrzeby stawiania kreseczki nad “c” w dopełniaczu od żywności, “spoza” piszemy łącznie i przez “s”. Siadaj, tumanie, niedostatecznie.
Wydrukowałeś sobie też rysunek biało-czerwonego fiutka wykopującego z Polski niebiesko-żółtego hipka z podpisem „Koniec gościny, niewdzięczne skurwysyny”. Nie ty, buraku pastewny, gościłeś ukraińskie kobiety i dzieci, i nie ty będziesz je wykopywał, bo nie masz skąd. Spójrz, kurwa, na siebie na tych zdjęciach, których pełno ostatnio w mediach, jak chujowo wyglądasz taki rumiany, z brzuchem wylewającym się z kamizeli odblaskowej XXL, jeszcze z tą wuwuzelą w ręce. Porównaj swoje foty z fotografiami Ukraińców z bronią w ręku i w eleganckich moro. Każda Ukrainka wolałaby mieszkać z dzieckiem pod mostem, niż zbliżyć się na kilometr do twojego tradycyjnie gościnnego polskiego domu. Co zaś do skurwysynów, to przypomnij sobie, kto twoja mać, neandertalu.