
Fragmenty kilku rozmów z Iwoną Skwarek (Rebeka, Shyness!, Iwona Skv), skrótów nie zaznaczam.
Rozmawia Jacek Świąder, Wyborcza z 19 marca 2016 r.
W „Promise Land” używasz frazy „strange fruit” z piosenki Bille Holiday [była tam eufemistycznym określeniem ciał zlinczowanych Afroamerykanów].
Próbuję uchwycić moment, gdy uchodźca pokonuje morze, ale jego łódź tonie i on ginie. Tytuł oznacza Zachód, Europę. Ta ziemia obiecana łowi dziwne owoce – wyrzucane przez morze ciała uchodźców to strange fruits naszych czasów. Nie chcę mówić, czyja to wina, jak powinno być. Jednak jest coś w tym, że ludzie podróżują do nowej ziemi obiecanej, ryzykują życie i wcale nie muszą zostać przyjęci przyjaźnie.
To nie koniec polityki na płycie?
„Wake Up” mówi o masach ludzi niemogących się przemieszczać: nasze policzki są przyklejone do podłogi, a wokół nas spacerują ci, którzy nie potrzebują pozwoleń. Hej, liderzy ludzkości, wasze łóżka są zrobione przez nowy przemysł niewolniczy!
Na początku myślałam, że śpiewam wake up do tych leżących. Dotarło do mnie jednak, że jesteśmy już obudzeni. Obudzić muszą się liderzy, których jedna decyzja może zrujnować tysiącom ludzi życie. Dlatego ta piosenka jest taka wściekła i stąd motyw muru – myślałam o murze w Palestynie.
Teksty takie teksty jak „Wake Up” biorą się z lektur. Chociaż Putin pewnie nie przesłucha tej płyty, nawet gdyby była wyłożona na forum w Davos.
Rozmawia Joanna Wróżyńska, „Wysokie Obcasy” 25 października 2019 r.
Nagrałaś piosenkę „Pocałunek” o byciu lesbijką.
To piosenka o strachu. Wracałam z moją dziewczyną z kina i pocałowałam ją na ulicy. Takim bardzo delikatnym buziakiem. Nagle z okna w bloku obok wydarła się na nas jakaś kobieta. Momentalnie spanikowałam, skuliłam się w sobie i jak wróciłam do domu, to cały czas o tym myślałam. Wcześniej spotkało mnie wiele podobnych sytuacji, ale ta bardzo mnie poruszyła. Później napisałam piosenkę o tym, że tyle lat boję się pocałować na ulicy dziewczynę, którą kocham.
Czasem kiedy idziemy gdzieś razem, najpierw muszę rozejrzeć się na boki, zanim zrobię coś totalnie normalnego. Problematyczne są zwykłe czynności, o których nikt heteroseksualny nie myśli na co dzień. Czasem chwytam ją za rękę i mam nieprzyjemne uczucie, że zaraz ktoś mi zwróci uwagę. Albo zastanawiam się, czy zdejmować nasze wspólne zdjęcia ze ścian, kiedy ma przyjechać daleka ciotka. Mam znajomych gejów, którym pan od remontu odmówił usług, bo byli parą. Takie banalne, z pozoru nic nieznaczące rzeczy.
Napisałam tę piosenkę, bo poczułam, że chcę o tym opowiedzieć. To był pretekst, by zrobić coming out. Zawsze w muzyce chciałam być szczera, opowiadać swoje historie.
Pamiętasz, co ta kobieta krzyczała?
To było tak stresujące, że nawet nie wiem dokładnie. Ale wiedziałam, że krzyczy do nas, widziałam jej wzrok. Czułam, że według niej mamy się schować, że ona chce, żeby nie było nas widać. Wielokrotnie już ktoś do mnie coś krzyczał, ale tym razem jakoś bardziej mnie to dotknęło.
Wielokrotnie? Jak byłaś z dziewczyną?
Tak. Na przykład kilka lat temu, kiedy wychodziłyśmy od znajomych i żegnałyśmy się na skrzyżowaniu, dotknęłam jej policzka… Nagle jakiś facet obrócił się i krzyknął: „Wyruchać was?”.
We mnie żyje dużo strachu. Jestem artystką, śpiewałam o swoich miłościach, ale zawsze w sposób, który nie wskazywał płci. Jednakże nigdy nie poruszyłam tak trudnych tematów, jak strach i wstyd. I to jeszcze po polsku. Uznałam, że to tchórzostwo.
„Pocałunek” ukaże się pod szyldem zespołu Rebeka, który tworzysz razem z Bartkiem Szczęsnym.
Doszłam do wniosku, że to będzie odważniejsze niż skręcanie w jakiś boczny projekt. Chociaż oczywiście jest to bardziej moja piosenka niż Bartka. Napisałam muzykę, słowa, on pomógł mi to doprodukować. Czuł, że to moja historia, i nie chciał się wtrącać.
Chcę to zrobić, chociaż się boję. Budzę się rano z myślą, że muszę to cofnąć, ale rozmawiam później z przyjaciółkami albo z moją dziewczyną i znów czuję grunt pod nogami. Wiem, że to ważne. Dlaczego mam się wstydzić mojej dziewczyny? Naszej miłości?
To twój publiczny coming out, a jaki był ten prywatny, przed rodziną i przyjaciółmi?
Pierwsze dowiedziały się moje przyjaciółki z gimnazjum, które bardzo dobrze to przyjęły. To inteligentne, fajne osoby, w których zawsze miałam oparcie.
Przed rodzicami mój coming out dokonał się niezupełnie z mojej woli. Miałam wtedy 16 lat. To wiek, w którym szuka się miłości i ja ją znalazłam. Ale że był to związek na odległość, musiało się wydać.
To było dla mnie coś strasznego. Związek, który był dla mnie szczęściem, pierwszą miłością, dla rodziców okazał się powodem do smutku. Mama podejrzewała, że podobają mi się dziewczyny, i nawet zapytała, czy tak jest. Ja jednak nie potrafiłam się do tego przyznać, czułam się sparaliżowana, prawdopodobnie przez wstyd. Kiedy mój związek wyszedł na jaw, rodzice zabrali mnie do psychiatry, by skonsultować, czy homoseksualizm to choroba. Kiedy psychiatra powiedziała, że nie trzeba mnie leczyć, uwierzyli.
Upłynęło wiele lat, zanim moja rodzina i ja oswoiliśmy się z tym psychicznie. Rozumiem to. To było 17 lat temu, w innej Polsce. Nie było Netflixa, zagranicznych seriali… Homoseksualizm był czymś mrocznym, szokującym. Czymś z podziemia. Kilka lat upłynęło nam później w ciszy. Nie byłam w ogóle w stanie rozmawiać o tym z mamą. To był dziwny temat, a ja się chyba wstydziłam. Napisałam do niej list, że na razie nie chcę o tym rozmawiać, że być może będę się z kimś spotykać, ale jej o tym nie powiem.
Łatwiej było to napisać, niż powiedzieć?
Tak. Mama to zrozumiała.
A później wyjechałam na studia i cieszyłam się, że będę wolna, że będę mogła robić, co chcę, bez skrępowania. Zaczęłam też przyjeżdżać do domu w odwiedziny ze swoją ówczesną dziewczyną i mama zobaczyła, że to wszystko nie jest takie straszne, że można się z tego cieszyć, zarówno ona, jak i moje siostry zaczęły się z tym oswajać.
Kiedy teraz patrzę na te ostatnie 17 lat, to jest to niebo a ziemia. Mama gotuje dla mojej dziewczyny wegańskie potrawy, zawsze ją pozdrawia. Pierwszy raz w życiu spędziłyśmy też razem święta. Jeden dzień u jej rodziców, drugi u moich. Pomyślałam wtedy: wow, właśnie tak bym chciała żyć. To kolejna banalna czynność – przyjechać z ukochaną osobą do domu rodzinnego na Wigilię. Przez wiele lat to była dla mnie rzecz nie do zrobienia.
A tata?
Tata bardzo płakał. Właściwie oboje rodzice na początku potraktowali to jako wielki dramat, coś, co uniemożliwi mi szczęśliwe życie. Do tej pory nie wiem, jaki mój tata ma do tego tak naprawdę stosunek. Bo gości moją dziewczynę i z nią normalnie rozmawia, ale zarazem wydaje mi się, jakby cały czas się bał. Może Boga? Niby wszystko jest OK, ale nie wiem, czy kiedyś nie każe mi się wyspowiadać albo nie powie, że spłonę w piekle. To nie jest łatwe.
Kiedy zapowiedziałam mamie ten publiczny coming out, postanowiła powiedzieć dalszej rodzinie o mojej orientacji. I moja kuzynka nagle ma tęczową ikonkę przy swoim zdjęciu na Facebooku. Pomyślałam, że, kurczę, może to jest dla mnie? Może w ten sposób chce mi pokazać, że jest spoko?
Ten proces jest bardzo długi, bo robimy małe kroki. Kiedyś musiałam uciec z dziewczyną z mojego domu rodzinnego, bo w odwiedziny miała przyjść ciocia, która o nas nie wiedziała. Teraz już wie. Ale jest mi czasem trudno. Mam w sobie strach. Moja dziewczyna jest inna. Zupełnie inaczej zareagowałyśmy na tę sytuację na ulicy. Po niej to spłynęło, a ja prawie dostałam ataku paniki.
Powiedziałaś, że tata może kazać ci się wyspowiadać. Pochodzisz z religijnej rodziny?
Nigdy nie było tak przesadnie, żeby np. przed każdym posiłkiem odmawiać modlitwę, ale czytaliśmy Pismo Święte przed wigilią, a co niedziela chodziliśmy na mszę. Byłam też u bierzmowania, chociaż tego nie chciałam. Na szczęście była tam też dziewczyna, która mi się podobała, i dzięki temu udało mi się to jakoś przetrwać (śmiech).
Na studiach zrezygnowałam z Kościoła. Mama chodzi cały czas, ale moim zdaniem jest bardzo świadoma i nie przyjmuje wszystkiego ślepo. Wiadomo, że się bulwersuje, w końcu ma córkę lesbijkę, więc jak słyszy, że LGBT to zaraza, to jest jej przykro i ją to boli. Ale na pewno w moim tacie jest poczucie bojaźni bożej. Że ostatecznie okaże się, iż popełniłam grzech ciężki, i koniec.
Rozumiem, że na co dzień nie kryjesz się z tym, że masz dziewczynę?
Nie wśród bliskich, ale w pracy różnie. Pamiętam, jak podczas jednego z wywiadów radiowych padło pytanie, o kim jest konkretna piosenka. W jednej chwili musiałam podjąć decyzję, co powiedzieć. Nie chciałam kłamać, mówić, że to o chłopaku, więc używałam formy „ta osoba”. To nie kłamstwa, tylko przemilczenia. Wciąż dużo kosztują mnie sytuacje, w których muszę to powiedzieć publicznie.
To nie jest tak, że ogłoszę teraz w gazecie, że jestem lesbijką, i to będzie koniec. Wciąż codziennie będę dokonywała wyboru, czy milczeć. To trudne, bo nie zawsze mam tyle siły i energii, żeby to mówić. Np. jadę taksówką i zastanawiam się, czy mogę chwycić moją dziewczynę za rękę. Żadna heteroseksualna osoba się nad tym nie zastanawia. A ja tak. To podstawowa różnica.
Ostatnio popsuła nam się pralka. Nienawidzę ogarniać takich rzeczy, ale moja dziewczyna akurat wyszła. A ja, zamiast powiedzieć do fachowca, że moja dziewczyna zaraz wróci i o tej pralce porozmawia, to zamarłam. Wydukałam: „Zaraz KTOŚ przyjdzie”, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Paraliżują mnie takie stereotypowe, jasno społecznie określone osoby czy sytuacje, jak mężczyzna, który przychodzi coś naprawić.
Zauważyłam, że nie używasz imienia, kiedy mówisz o swojej dziewczynie.
Na pewno nie dlatego, że Daria chce się ukrywać. Wydaje mi się, że mówię tak dlatego, że zawsze zazdrościłam ludziom, którzy, udzielając wywiadów, używają sformułowań „mój mąż”, „moja żona”. Też tak chcę. Chcę mówić „moja dziewczyna” z luzem, naturalnie.
Kiedy powiedziałaś mamie, że chcesz się ujawnić na łamach gazety, poprosiła, żebyś tego nie robiła?
Powiedziała, że to mój wybór i moje życie, ale się przeraziła. Strasznie. Powiedziała, że boi się tego, co się wydarzy, tego, że ludzie będą mnie wyzywać na ulicy. Zszokowało ją, kiedy jej odpowiedziałam, że już i tak mnie wyzywali. Myślała, że nigdy mi się to nie przytrafiło.
Pamiętam taki koncert, na którym akurat było dużo lesbijek. To był sam początek, jeden z pierwszych występów Rebeki. Nagle na bisie usłyszałam z ust jakiegoś mężczyzny: „Wypierdaj, lesbo”. Ścięło mnie. Tak się zdziwiłam, że przestałam na chwilę śpiewać. Później jedna z tych dziewczyn przyszła mnie pocieszyć, powiedziała, żebym była mocna, a ja czułam, że w ogóle nie mam na to siły. Wiele lat zajęło mi jej zdobycie.
Co chciałabyś, żeby wydarzyło się po tym wywiadzie?
Chciałabym, żeby ktoś powiedział: „Dzięki”. Żeby ktoś się wzruszył piosenką, tak jak moja przyjaciółka, też lesbijka, której rodzice darli zdjęcia jej dziewczyny na jej oczach. Ale także, aby ktoś heteroseksualny mógł zobaczyć, jak to jest mierzyć się z takimi małymi strachami, żeby nas, osoby nieheteronormatywne, bardziej zrozumiał. No i mam nadzieję, że będę silniejsza. Wiem, że będę się denerwować i bać, ale chcę mieć poczucie własnej sprawczości. Nie chcę milczeć o sobie. Zostałam nauczona, żeby się nie wychylać, żeby nic nie mówić, nikomu nie przeszkadzać. A to jest wbrew temu wszystkiemu. Robię to też dla siebie. Zresztą już się coś zmieniło, mam teraz głębszą relację z mamą. To była długa droga, ta piosenka i coming out stały się jej częścią.
Mogę tylko przewidywać, że będzie trochę świetnie, a trochę strasznie.
Rozmawia Karolina Micuła, Feminoteka, 27 października 2021 r.
Chciałam dopytać o doświadczenia pracy z chłopakami.
Mam je bardzo różne. Jak wchodzisz na scenę i masz próbę dźwięku, to właściwie otaczają cię tylko mężczyźni. Przez ostatnie 10 lat grania i jeżdżenia po Polsce, pracowałam tylko z jedną techniczną i raz widziałam stage managerkę na dużym festiwalu. Przeważająca część muzyków to faceci. Z pracy z muzykami-chłopakami jestem w większości zadowolona, ale to właśnie ta około koncertowa męska nadmiarowość mnie zawsze przytłaczała i stresowała. Przecież to jest bardzo dziwne, być cały czas jedyną dziewczyną w swoim miejscu pracy… Dużo było we mnie przez to uczucia bycia nie na miejscu, zakładałam z góry, że to mężczyźni wiedzą lepiej, a ja jestem amatorką. Wiedziałam więc, że teraz potrzebuję wokół siebie dziewczyn, dzięki którym uwolnię się od tego typu myślenia. Teraz razem przecieramy szlaki i uważnie obserwujemy, jak funkcjonujemy w tym męskim świecie. Naszą mocą jest wspólne śpiewanie i granie. Dla mnie ma ono wymiar mistyczny i erotyczny.
Czy w Shyness! są tylko kobiety nieheteronormatywne?
Nie. Są dwie lesbijki, czyli ja i Julia. Jest biseksualna Iga i Asia hetero: żona i matka dwójki dzieci. Julia ma 21 lat i na swoim Instagramie w bio ma napisane: lesbian, tak po prostu. To jest świetne. Przyznaję, że nie byłam świadoma, że zespół jest aż tak queerowy [śmiech], to się okazało dopiero po czasie, jak byłyśmy na piwie w poznańskich Kisielicach.
Chcę się trochę cofnąć w czasie i zapytać o Pocałunek, który powstał jeszcze w duecie Rebeka. Myślę, że to dosyć przełomowa dla Ciebie piosenka w życiu publicznym.
Tak, to było dla mnie mocne, zrozumiałam, że coming out w show biznesie jest jednak istotny. Byłam trochę przerażona, trudno jest zbudować karierę, a potem nagle powiedzieć o swojej orientacji. Pojawiają się głosy typu: po co to mówisz, a ja jestem bardzo wrażliwą osobą. Czuję się krucha. Internet jest dla mnie stresującą przestrzenią, a komentarze są ciężkie do zniesienia. Bardzo się tym przejmuję. To był coming out podszyty lękiem. Śpiewam zresztą, że boję się chodzić ulicami za rękę z dziewczyną. Nie jestem aktywistką, która będzie szła na czele marszu równości. Pójdę bardziej w środku i wiem, że to, co mogę dać innym od siebie, to moje doświadczenia przelane w muzykę i mówienie o mojej dziewczynie, postowanie wspólnych zdjęć etc.
Reakcja ludzi na mój coming out zwaliła mnie z nóg. Dostałam rekordową liczbę komentarzy po moim wywiadzie w „Wysokich Obcasach”. Może były trzy kiepskie, ale nie jakieś straszne, raczej bzdurne. Ludzie opowiadali mi swoje intymne historie, o tym, że muszą żyć w kłamstwie, bo rodzice inaczej wyślą ich do psychiatryka… A wywiad sprawił, że jest im lżej. Poczułam jakby schodził ze mnie wstyd. Nawet jakiś mój daleki wujek pisał do mnie SMS-y: Iwona, piękna piosenka Pocałunek, bardzo mnie wzruszyła. Pomyślałam, że moja dziewczyna może stać przy mnie i nie muszę już robić coming outu przed resztą ludzi, tylko mogę po prostu z nią być i całe otoczenie wie, że jest częścią rodziny – moją narzeczoną. A jeśli chodzi o wpływ na karierę, trudno mi to zweryfikować. Wkrótce potem przyszedł COVID-19 i świat stanął na głowie, zakończyliśmy Rebekę i teraz mam Shyness!, które dopiero co wydało pierwszy album.
Piękne, że miałaś takie wspierające otoczenie. To był 2019 rok. Czas, kiedy społeczeństwo zaczęło się mocno polaryzować, i nastroje bywały radykalne.
Było i jest dalej ciężko. Pamiętam, że w mojej dzielnicy ktoś uporczywie rozklejał nalepki anty-LGBT, to mnie tak dobijało, że wychodziłam trzy razy dziennie z domu, żeby zrywać te nalepki, które godzinę później znowu tam były, więc ja znowu zrywałam i parę godzin później znowu to samo… Czasem czułam złość, ale jednocześnie siłę, kiedy to zdzierałam. Czasem, gdy było ciemno, byłam przerażona, że zaraz ktoś do mnie podejdzie i po prostu walnie w łeb. Któregoś dnia zrywam nalepkę i podchodzi do mnie starszy facet, i mówi: co pani robi, co pani robi? co pani to przeszkadza? A ja mówię: no zrywam nalepki, bo jestem lesbijką i mnie to obraża. On na to: aha, to przekreślona tęcza, to niech pani zrywa, ja jestem za [śmiech]. Taka historia.
Ale to, co się wydarzyło w naszym kraju przy okazji wyborów, jest dla mnie przerażające. Jeśli wyborcom nie przeszkadza, że ich kandydat szczuje na osoby queerowe i ludziom dzieje się krzywda przez tę nagonkę, to strach się bać, co będzie dalej. Do jednego zła dołącza drugie. Można wycinać drzewa, niszczyć szkolnictwo, ignorować służbę zdrowia, nie słuchać historii kobiet, które chcą zrobić aborcję, tylko kazać rodzić i milczeć. Niby nasza władza tak kocha życie, a gdy uchodźcy stoją na granicy, to spoko, niech umierają na naszych oczach, potem się za nich pomodlimy. To jest dla mnie niepojęte! Gdy widzę kogoś z pseudopatriotycznymi emblematami, to mnie ściska i boję się. Czuję większy strach przed obcymi ludźmi, a zarazem w mojej bańce czuję się bezpieczniej.
A masz flagę w oknie?
Powiesiłam. Było to dla mnie bardzo trudne, bardzo się bałam.
Lesbijską czy tęczową?
Tęczową. Już wyblakła od słońca. Akurat mieszkam w takiej okolicy, w której wisi ich bardzo dużo, więc to może było prostsze. Finalnie okazało się, że nikt z sąsiadów mnie nie zabił, wszyscy mówią mi nadal cześć, i pomyślałam sobie: jest ok! Ale moja ulica naprawdę jest mocno LGBTQ+ friendly.
Czy nadal boisz się pocałować dziewczynę, którą kochasz, na ulicy?
Boję się. Nie boję się w sytuacjach klubowych, gdy jesteśmy gdzieś na imprezie. Ale w przestrzeni publicznej nie umiem pozbyć się strachu, że ktoś się zaraz do mnie przyczepi. Ostatnio produkowałam dla osoby, która powiedziała mi, że uważa, że osoby LGBTQ+ mają chorą duszę. Złamała mi serce, bo tak bardzo się starałam przy tej kompozycji… Takie słowa zostają w głowie.
W Pocałunku zdecydowałam się celowo nie tworzyć klipu, jest samo zdjęcie. Chciałam, żeby ten utwór wydarzył się w głowach ludzi.
A czy traktujesz wydanie „Pocałunku” jako rodzaj aktywizmu?
W sumie, po czasie, stwierdzam, że tak. Taki mój osobisty rodzaj aktywizmu i będę szła z tym dalej. Mam już kolejny utwór o tematyce LGBTQ+ przygotowany do wydania. To będzie mój pierwszy solowy kawałek pod szyldem Iwona Skv. To jest piosenka po polsku, taka trochę trapowa i z autotunem. Chciałam stylistykę trapowej muzy połączyć z queerem.
Dlaczego to nie wyjdzie jako Shyness!?
Byłoby za moje dla Shyness!, byłoby zbytnim narzuceniem mojej osoby. Ja zawsze filtruję wszystko przez swoją historię, staram się też zmierzyć ze swoimi schematami myślenia o tym, co przystoi, a co nie przystoi dziewczynie w muzyce. Na przykład używam słów zajebali nas i zastanawiałam się, dlaczego ciągle drżę na myśl o tym, co ludzie powiedzą, że wiesz, że dziewczyna przeklina ah i oh. Mam 10-letni staż bycia Iwoną, która pięknie śpiewa. Ta wrażliwa dziewczyna nagle rzuca: zajebali nas. To małe problemy, z którymi walczę.
Zaryzykuję stwierdzenie, że jesteś jedyną szerzej znaną lesbijką na polskiej scenie muzycznej.
Może… Ale Zamilska chyba jest bardziej!