Przez całe życie unikałem kontaktów z politykami. Pod koniec ubiegłego stulecia grałem jednak w drużynie piłkarskiej „Trzepak”, a futbol to gra kontaktowa. „Trzepaka” założył ś. p. Julek Stecki jako drużynę dziennikarzy-oldboyów. Przy okazjach takich jak 900-lecie odkrycia Gogolina przez Niemców, festyn straży pożarnej w Łoniowie czy ukazanie się Matki Boskiej Zetwuemskiej na opolskim ZWM-ie, grało się mecze dziennikarze-oldboye kontra księża bez sutann, dziennikarze-oldboye kontra oldboye-sportowcy albo dziennikarze-oldboye kontra politycy i urzędasy.
Wspomniany w nagraniu mecz dziennikarzy z urzędasami Urzędu Miasta w Opolu pamiętam bardzo dobrze, gdyż dał mi okazję do ubliżania politykom, czego pragnę od małego. Np. jak był róg, znaczy się korner dla drużyny przeciwnej, stawałem koło ich, nomen omen, napastnika, przewracałem się i wrzeszczałem: „Nie kop mnie, kurwa, chuju głupi!”, a wtedy podbiegali do mnie koledzy i, stawiając mnie do pionu, szeptali mi do ucha: „Jacek, opamiętaj się, ty nie wiesz, ale to jest pan prezydent Opola Leszek Pogan”.
W powyższym nagraniu wypowiadał się właśnie prezydent Pogan, a miało to miejsce podczas uroczystej wieczernicy poetyckiej poświęconej twórczości wybitnego opolskiego autora, którym byłem ja. Jedyny raz wystąpiłem wówczas, jak to mówiliśmy w Studni, „na rauszu”, czyli w niemieckim ratuszu w Opolu. I to od razu w samej jego sali tronowej.
Było bowiem tak, że zadzwoniła do mnie urzędnica, czy bym nie wystąpił, bo już wszyscy wybitni opolscy autorzy występowali, tylko ja jeszcze nie. Odparłem, iż rausz omijam z daleka, ale ile byście zapłacili. No, wszyscy wybitni opolscy autorzy wystąpili za friko, traktując to jako nobilitację, promocję, habilitację i kolaborację, ale ile pan by sobie zaśpiewał, skoro tak. Tyle i tyle. No to ja się muszę skonsultować. Skonsultowała się, oddzwoniła, no i wystąpiłem.
Nie pamiętam, ile wziąłem, ale pamiętam, że kiedy opowiadałem o tym już podczas samego spotkania, wybitny opolski autor Tadeusz Soroczyński zapytał mnie publicznie, ile wziąłem, starając się, aby w głosie jego słyszalna była nuta złośliwości, podczas gdy słyszalna w nim była wyłącznie nuta zazdrości.
Wieczernicę prowadził Jacek Gutorow, jego wystąpienie poprzedziło pierdu-pierdu wielu przedmówców, wśród których byli m. in. właśnie Pogan, uporczywie przypisujący mi nagrodę KOŚCIELISKICH oraz najwybitniejszy z wybitnych autorów opolskich, piewca bezkresu Kresów ze szczególnym uwzględnieniem Cmentarza Łyczakowskiego, rektor opolskiego uniwercytatu prof. Stanisław Nicieja. Uczennice szkoły muzycznej zagrały na bałałajkach utwory Chopina i Curie-Skłodowskiej. Kiedy wreszcie przyszła na mnie pora czytać wiersze, zamiast czytać wiersze, poruszyłem temat łapownictwa na uniwercytacie Niciei. Następnie temat ten rozwinąłem i skupiłem się na nim i na tym, że opolskie elity mam głęboko w dupie, ale bez słów wulgarnych. A trzeba Wam wiedzieć, że Opole nie było jeszcze wtedy oficjalną stolicą polskiego łapownictwa, ja już trochę o nim wiedziałem, trochę się, jak wszyscy, domyślałem, ale głośno jeszcze nikt o tym nie mówił, jeden Podsiadło. Dziś uznawany jestem za proroka w bolesnej kwestii Łapownictwa Opolskiego głównie za sprawą wiersza „Opole. Ekloga czerwcowa”, który owszem, przedstawiam, ale zaznaczam, że nie tylko w nim kwestię tę poruszałem.
Szumią ogródki piwne zarybione ludźmi.
Pod drzwiami USC rozsypany ryż.
O, jest już młody bób po pięknych, wysokich cenach.
W publicznych wodach płodowych pływają przechodnie.
Podejrzane to wszystko jak szept w oranżerii.
Przez plac przy świątyni przejeżdża w żółtym mini
dziewczyna na rowerze, pewnie w dobrej wierze.
Ogląda się za kaleką, który ogląda się za nią
i tak bełkocze, że w końcu sam sobie przerywa.
Nad bankiem wiszą widma niespłaconych kredytów.
Rolady dolarów przechodzą z rąk do rąk.
Nóż się otwiera w kieszeni i wszyscy skrzywdzeni milkną.
Dzieciaki na ulicy bawią się kośćmi rodziców.
Krzywią się perspektywy, widoki łżą widokom.
Autobus wyskubuje pędy panienek z przystanków.
Żule leżą w akacjach jak nieogolone królewny,
palą carmeny, spijają miód z kolońskich wód.
Ktoś próbuje rozpaczać, bo rozpacz się opłaca.
Po korytarzach ratusza krążą łapówki, aż szumi,
do ryżu przychodzi sprzątaczka i już, pozamiatane
Przebieg tamtego spotkania uwieczniony został przez Krystynę Turwid w poczytnym „Almanachu Miejskim Opolanin”, a w poczytnym reklamiarzu „Sufler” przez anonimowego autora, który na tyle często powtarzał całe kwestie Turwid, że skłonny jestem podejrzewać jej rękę także w tym dziele. W każdym razie w artykule „Elity i poeta kontestujący” red. rekl. Turwid opisała całą wieczernicę od początku. „Na samym początku z uśmiechem zaznaczył, co myśli o znacznej części zebranego przed nim gremium (wśród przybyłych byli opolscy poeci, naukowcy, samorządowcy, pedagodzy, ludzie biznesu, a najwięcej młodzieży). Trzeba przyznać, że to dość oryginalne (żeby nie powiedzieć niegrzeczne) zaprezentowanie się poety w pierwszych jego słowach zaszokowało znaczną część obecnych. Dystansowanie się Podsiadły wobec elit zręcznie odparł prof. Stanisław S. Nicieja twierdząc, że przecież samego poetę jego własna twórczość uczyniła przedstawicielem elity kulturalnej Polski, w tym także – Opola”.

Nigdy jeszcze w długiej historii sali tronowej niemieckiego rausza w Opolu nie rozległy się w niej oklaski oklaski tak skromne, jak po moim wystąpieniu. Na koniec dostałem najgorszy prezent w moim życiu, który potrafiłem zamienić w jeden z najlepszych. Otóż zamiast wręczyć mi kwiaty, ewentualnie bambulec, opolskie elity władzy zamówiły u wybitnego opolskiego malarza mój portret w efektownej antyramie. Antyrama ta przez wiele lat wisiała później u mnie na chacie, przy czym ja znajdowałem się na niej zwrócony twarzą do ściany, a rewers mego portretu świetnie się nadał na tło zdjęć z moich podróży na Ukrainę i do “Pribałtyki”, które lubię wspominać o wiele bardziej niż swoje spotkania poetyckie.
Opole zostało oficjalną stolicą polskiego łapówkarstwa dopiero trzy lata po moim występie na rauszu. Natchnęło mnie to do napisania kolejnego wiersza poświęconego Łapówkarstwu Opolskiemu, który uroczyście wygłosiłem w audycji Studnia.
Przebieg spotkania z wybitnym opolskim poetą w 2000 r. rejestrowała Placówka Macierzysta, która wprawdzie nie wyemitowała zapisu tego niegodnego skandalu, ale przekazała mi go rękami znajomej dziennikarki. Dzięki temu mogłem w swojej audycji zmiksować laudację prezydencką z piosenką „Corruption”. Ponieważ jestem dziennikarzem dowcipnym, w końcowym fragmencie akt wręczenia pamiątkowej antyramy skleiłem z fragmentem innej wypowiedzi Pogana. Żebyście się nie dziwili. A inne fragmenty tamtego zapisu możecie odsłuchać poniżej.
Po długich korowodach procesowych Pogan i kilku innych opolskich polityków łapowników poszło siedzieć. To dodało nowego posmaku fragmentowi jego wypowiedzi brzmiącemu „Powtarzam, życie jest przemienne…”. Małej satysfakcji zaznałem, kiedy w czasie trwania procesu w „aferze ratuszowej” dostałem e-mail aż z Kanady od prof. Floriana Śmiei. Wyznał mi, że był obecny na spotkaniu na rauszu i choć nie zabierał głosu, w głębi duszy był oburzony i zniesmaczony moją postawą. Teraz przepraszał i przyznawał mi rację.