Co najmniej 34 osoby straciły życie po interwencjach policyjnych w ciągu ostatnich pięciu lat, szacuje Hanna Machińska. Zwrot „co najmniej” można rozumieć tylko w jeden sposób: przekonanie policjantów o własnej bezkarności nie bierze się znikąd i jest wysoce prawdopodobne, że wiele takich przypadków nie zostało ujawnionych opinii publicznej. To zaś, że niektóre zostały ujawnione, zawdzięczamy nie służbom i instytucjom państwowym powołanym do kontrolowania policji, ale bliskim ofiar i dziennikarzom. W torturach i zbrodni na Dmytrze Nikiforence oraz w zacieraniu jej śladów wzięło udział co najmniej ośmioro pracowników policji PAŃSTWOWEJ i wrocławskiego ośrodka POMOCY osobom nietrzeźwym. Wiadomo już, że zakatowany Dmytro nie był pod wpływem narkotyków, nie był agresywny, nie nabrudził w autobusie, nie popełnił żadnego wykroczenia. Upił się z kolegami, z którymi pracował na budowie, i zasnął w autobusie – to cała jego „wina”.
Dmytro we wrocławskim ośrodku pomocy osobom nietrzeźwym
Czy miał pecha, że trafił na osiem czarnych owiec w szeregach policji i wytrzeźwiałki? Nie, to nieprawdopodobne, żeby osiem razy pod rząd fatalnie wylosował jedną na sto „czarną owcę w szeregach”. O wiele, wiele bardziej prawdopodobne jest, że w policji i izbie wytrzeźwień pracują same czarne owce, może jedna na sto jest biała. Mechanizm naboru do pracy w izbach wytrzeźwień nie jest mi znany, co innego w przypadku policji. Do pracy tam trafiają niewrażliwi nieudacznicy o niskiej inteligencji, nienadający się do niczego innego i ratujący się robotą w policji przed stoczeniem się na społeczny margines, bardzo często nie potrafiący znaleźć ujścia dla swej agresywnej natury, dlatego lubujący się w katowaniu bezbronnych ofiar (kto nie wierzy w nieinteligentnych nieudaczników, niech się zastanowi, dlaczego na poniższym filmie, w którym zabierają głos zwykli ludzie „z ulicy”, w tym przypadku rodziny ofiar, jedynym dukającym nie na temat jąkałą jest generał nadinspektor Paweł Dobrodziej, któremu bezskutecznie podpowiada coś jego policyjny giermek). Portrety psychologiczne polskich funkcjonariuszy znakomicie nakreślił Cezary Łazarewicz w „Żeby nie było śladów”. Przywołuję chętnie ten przykład, bo od czasów zamordowania Grzegorza Przemyka poza nazwą w pracy policjantów zmieniło się tyle tylko, że teraz przed „podjęciem czynności” muszę wyłączać kamerki, które im przypięto do mundurków. A ponieważ policja jest drugim obok wojska fundamentem demokracji, niezmiennie liżą pałki tym bandytom wszyscy kolejni przywódcy państwa i narodu od początków PRL-u roku po dziś dzień.
Od śmierci Dmytra minęło ponad dwa lata. Nie słyszałem, żeby jakikolwiek prezydent, premier albo inny urzędas poczuł się odpowiedzialny za działanie policyjnej mafii i przeprosił, wyraził żal czy w ogóle w jakikolwiek sposób zwrócił się do bliskich zamordowanego Ukraińca. Sejmowe posiedzenie komisji administracji i spraw wewnętrznych z maja 2023 r. poświęcone m. in. sprawie zabójstwa Nikiforenki dało okazję do kolejnego pokazu dezynwoltury i samozadowolenia policji z własnych działań. Zwróćcie uwagę, czym zajmują się za plecami Hanny Machińskiej generał Dobrodziej i jego druh przyboczny już po tym, jak przedstawicielka rodziny jednej z ofiar prosiła, żeby podczas posiedzenia nie bawić się smartfonami, ale słuchać. Wzmocnienie sygnału audio we fragmencie, w którym Dariusz Szuba (dyrektor biura kontroli komendy głównej policji, czyli komórki odpowiedzialnej za „egzekwowanie standardów”, w marcu 2023 oskarżony przez podwładnego, że wspólnie z naczelnikiem Piotrem Rzeźniczakiem m. in. „wielokrotnie zmuszali policjantów do naciągania wyników kontroli”) podpowiada Pawłowi Dobrodziejowi (nagrodzonemu czternastoma odznaczeniami za pracę celnika, pogranicznika i policjanta oraz Nogą Od Stołka „za brutalne tłumienie pałką i gazem przez podległe mu jednostki pokojowych demonstracji w obronie praw kobiet”), pochodzi ode mnie.