Odmówiłem niedawno podpisania podsuniętej mi w tym właśnie celu „Umowy licencyjnej na wykorzystanie utworu literackiego”, zawierającej punkt brzmiący „Licencjodawca oświadcza, że nie jest podmiotem, o którym mowa w art. 7 ustawy z dnia 13 kwietnia 2022 r. o szczególnych rozwiązaniach w zakresie przeciwdziałania wspieraniu agresji na Ukrainę”. Nie wiem albowiem, co prawodawca miał na myśli, kiedy myśl swą cyzelował i czy, biorąc rzecz najściślej, to nie o mnie jest tam mowa. Na zawody Mistrzostw Świata w Katarze nie wpuszczano widzów, w których strojach ochrona dopatrzyła się kolorów tęczy. Z kolei z widowni Mistrzostw Świata w Zapaleniu Płuc wypraszano osoby z wyeksponowaną na tiszercie literą Z. A w związku z wejściem w życie putinowskiego prawa o zakazie „propagandy LGBT” petersburski Festiwal Teatralny „Tęcza” zmienił nazwę na Festiwal Teatru Młodych Widzów im. A. A. Briancewa. Kim był A. A. Briancew i czy był anonimowym alkoholikiem, tego nie wiem. Wiem, że nowe czasy wymagają nowego rodzaju bohatera i wiem, że powinien to być bohater na miarę naszych możliwości.
Potrzeba nam bohatera, który byłby nikim. Anonimowego, bezpłciowego impotenta, totalnego zera. Takiego, który nic w życiu nie zdziałał. Żeby w tym życiu, choćby je wzdłuż i wszerz przegrzebały Instytuty Pamięci i Ministerstwa Prawdy, nie dało się znaleźć niczego. Nie „niczego niepożądanego”, nie takiego czy innego „odchylenia”. W ogóle niczego! Wiadomo przecież, że kiedy wiatr historii obróci chorągiewkę, to co pożądane okaże się niepożądanym, a to co było przychyleniem się, stanie się odchyleniem i od nowa zacznie się bajzel choćby z przewracaniem pomników i przywracaniem ulicom Ponurego imienia Janka Krasickiego. Bohater współczesny powinien także być goły, żeby elementy jego stroju przypadkiem czegoś nie znaczyły i nie wyrażały. Jako osobowość bezpłciowa nie będzie miał czym epatować. Tak, całkiem nieźle go pomyślałem, tego bohatera.
Byliście kiedyś w Sopocie, szliście Monciakiem? I co wtedy? Czy myśl Wasza pobiegła ku zboczom Monte Cassino i czerwonym makom, które zamiast wody piły polską krew? Założę się, że nie. Zamiast o gen. Andersie, ofierze z krwi i makach pod Monte Cassino, chodziło Wam po głowie kasyno, wino i tańce na rurze, widzę Wasze myśli nadmorskie bardzo wyraźnie. Najsłynniejszy deptak w Polsce jest miejscem, gdzie bezkarnie depcze się pamięć!
Z drugiej strony, ten Anders, jakby go dobrze prześwietlić… On na przykład w rozkazie wzywającym do ataku na Monte Cassino oprócz użycia właściwych zwrotów mówiących o Bogu, hOnorze i ojczyźNie zwrócił się do żołnierzy także słowami „Niech lew mieszka w Waszym sercu”. Moim zdaniem wymaga to zbadania przez Instytucje Pamięciowe, czy generał nie uległ zgubnym wpływom wpływom ideologii rastafariańskiej i czy poza tym, że palił się do walki, nie palił jeszcze czegoś innego.
Ja nie tylko w Sopocie byłem. Wjechałem też kiedyś na rondo. Musiałem je trzy razy wkoło objechać, żeby odczytać całą nazwę. Bo nazwy, żeby były sprawiedliwe, też muszą być ścisłe. Muszą zatem być coraz dłuższe. Np. tę ulicę im. Bohaterów Monte Cassino, żeby już nie szukać innych przykładów, należy przemianować na ulicę im. Bohaterów Monte Cassino z Wyjątkiem Bohaterów z Odchyleniem Lewicowym, Nowozelandczyków i Hindusów No i z Zaznaczeniem że Klasztor na Monte Cassino To Naprawdę Niepotrzebnie Został Zbombardowany.
Najlepiej by było, gdyby ten bohater naszych czasów nie miał też imienia. Już ulica imienia Bohatera Bez Imienia brzmi nieźle. A można by też po amerykańsku posługiwać się zamiast nazwisk numerami: pesel, tymi nadawanymi w obozach koncentracyjnych, w ostateczności kombinacjami numerów telefonu i legitymacji partyjnej łamanych przez kombinację numerów buta i kołnierzyka. Cyfry nie kłują w oczy tak jak nazwy.
Czytam sobie dalej tę ustawkę z 13 kwietnia i co widzą moje oczęta? Ona zabrania „stosowania, używania lub propagowania symboli lub nazw wspierających agresję Federacji Rosyjskiej”. Czyli w pierwszej kolejności tej fatalnej litery Z! A literę prawa należy brać literalnie, zatem używając Z choćby w niniejszym felietonie łamię prawko!
Wysoka Sondo, już nie będę, obiecuję! To naczy, ż i ź wolno, tak? Moim daniem uważam, że w mojej opinii powinniśmy dać ostatnią szansę inkryminowanej literze, kiedy wykauje się ona użytecznością w tworzeniu głosek typu zi, rz, sz, cz i dz. Natomiast przynaję samokrytycznie, że samej wiadomej litery trochę mi żal, ale to wskutek mego łego pochodzenia. Po prostu pochodzę z poko…, sorki, spoko lenia wychowanego na serialu Nak Orro, dlatego nie od razu pojęłem, że potrafimy się doskonale obejść be wiadomej litery. Mamy mnóstwo innych liter: a, b, ą, ę, yyy… W asadzie polszczyzna wiele by yskała, gdyby literę, którą mam na myśli, całkowicie wyrugować. Nie wolno gryźć Sondy, która nas karmi!
A co do tych barw tęczy to niech sobie boczeńce abierają swoje pedalskie kolorki. Mamy przecież od groma kolorów niewystępujących w tęczy, a to prawdziwie polskich: biały, czarny, szary, popielaty, beżowy, siwy… I flagę naszą trzeba mienić, Wysoka Sondo. Maki makami, ale czerwony to przecież kolor komuchów, a w tęczy też występuje. Biały na górze może ostać, jednak na dole to ja bym postulował piasek pustyni.