Małżeństwo Gecla Goldsztejna, fotografisty urodzonego w 1877 r. w Kowlu i młodszej o 12 lat Eugenji Goldsztejn z Eizenbetów, córki Józefa i Haliny Goldsztejn (sic), cieszy się dwojgiem dzieci. Alina i Edward urodzili się w 1911 i 1912 r. w Sandomierzu, zatem to stamtąd przywiało rodzinę do Ostrowca. Zwracają uwagę nieżydowskie imiona zarówno pani Goldsztejnowej, jak i obojga dzieci. Podpowiadają nam one cichutko, że mogło być tak, że żydowskość w rodzinie Goldsztejnów – za sprawą pani Eugenii? – nie była kultywowana nad miarę. I w księdze naszej przypisane całej rodzinie wyznanie „izraelickie” zostało przy Alinie przekreślone, a na czerwono nadpisano: „Rzymsko-katolickie”. Towarzyszy temu nota: „Przeszła na religię Rzymsko-Katolicką na zasadzie aktu chrztu Parafji Skaryszów z dnia 16/2 1930 roku N° 44”. Następnie Alina zostaje zapisana ponownie jako Marja Alina Goldsztejn vel Goldsztyńska – przy czym „d” w Goldsztyńskiej zostało skreślone – córka Grzegorza (sic!) i Eugienji z Ejsenbetów (sic), już wyznania rzymsko-katolickiego bez jakichkolwiek uwag.
Czy, dokonując modyfikacji wpisu Aliny, ona sama lub ktoś z jej rodziny musiał przedstawić dokument potwierdzający także i zmianę imienia jej ojca z Gecla na Grzegorza? Jeśli tak, czy znaczy to, że Gecel Goldsztejn także się przechrzcił? Jeśli tak, czy podobnie jak jego żona i córka, przeżyje dzięki temu Zagładę?

Bo one przeżyją. Grób Aliny i Eugenii Golsztyńskich odnajdę na warszawskim cmentarzu parafii ewangelicko-reformowanej. Daty urodzin będą się zgadzały. Eugenia umrze w 1976, Alina w 1988 r. Grób z nimi dzielić będzie Stefania Piotrowska (1887-1981) o równie oryginalnym jak Golsztyńska nazwisku rodowym Olska. Olska-Piotrowska to aktorka obecnie występująca pod pseudonimem Stenia Aysbotówna, która w pierwszej połowie lat 50. znajdzie zatrudnienie jako urzędniczka w Ministerstwie Kultury. Z tego okresu będzie się może datować jej znajomość, a potem pewnie i zażyłość, skoro w jednym spoczną grobie, z Aliną. Córka Gecla Goldsztejna w 1951 r. zostanie bowiem członkinią Prezydium Zarządu Głównego Ligi Kobiet i też podejmie pracę w Ministerstwie Kultury. W „Gazecie Kłobuckiej” z 1962 r. znajdę nawet jej bardzo niewyraźne zdjęcie, na którym przemawia podczas uroczystego zakończenia konkursu czytelniczego biblioteki Huty im. Bieruta w Częstochowie, właśnie jako przedstawicielka ministerstwa. W tym samym roku opublikuje w „Poradniku Bibliotekarza” wypracowanie Jak opracować plan pracy w bibliotece gromadzkiej.
W zakresie znajomości głównych kierunków pracy w danym roku kierownik biblioteki zapoznać się powinien z obowiązującym planem imprez centralnych, wojewódzkich, powiatowych, zaleconymi obchodami rocznic np.: z regulaminami konkursu „Kulturalnie, przyjemnie, wesoło”, „Wiedza pomaga w życiu”, „Złoty Kłos”, z założeniami „Festiwalu Młodzieży Pracującej Miast i Wsi”, z zaleceniem zwrócenia uwagi na zwiększenie czytelnictwa wśród młodocianych (14-18 rok życia), pogłębienie czytelnictwa literatury popularnonaukowej i społeczno-politycznej oraz współczesnej literatury pięknej i innymi. (…)
Nie opracowując w artykule fikcyjnego planu pracy dla nieokreślonej gromady, który mógłby zasugerować błędne rozwiązania, podaje się na jednym przykładzie współdziałanie biblioteki, świetlicy, radiowęzła i koła ZMW w realizacji zadania wynikającego z planu pracy kulturalno-oświatowej w gromadzie „X”.
W rocznym planie ramowym (problemowym) w celach umieszczono: „kształtowanie uczuć patriotycznych i postawy obywatelskiej”, a w problemach: „rozwijanie zainteresowań i rozszerzenie wiedzy o własnym kraju”.
Na tej podstawie w planie miesięcznym lub kwartalnym obok innych zadań wynikających z tego problemu umieszczono „Wycieczka do Nowej Huty”. Zadanie to będzie realizowane w sposób następujący:
Cel wycieczki: zapoznanie uczestników z największą hutą w Polsce i na jej przykładzie z polityką socjalistycznej industrializacji kraju.
Zadanie: wycieczka do Nowej Huty.
Odpowiedzialny: kier. szkoły ob………………………………
Termin wycieczki: 5-7 luty 1963 r.
Formy realizacji:
Radiowęzeł ogłasza informację o wycieczce, terminy zgłoszeń, warunki udziału, koszty, oraz odczytuje fragmenty prozy i poezji poświęconej Nowej Hucie. 5-15.1.63 r.
Biblioteka organizuje wystawę książek: literatury popularnonaukowej i literatury pięknej wiążącej się z problematyką uprzemysłowienia. 5-30.1.63 r.
Świetlica organizuje odczyt na temat: „Nowa Huta – miasto, które warto zobaczyć”. 25.1.63 r.
Koło ZMW przyjmuje zgłoszenia, załatwia sprawy organizacyjne: noclegi, przewodnicy, wyżywienie, bilety. 5-15.1.63 r.
Jedynym poważnym artykułem autorstwa Aliny Golsztyńskiej będą opublikowane w „Studiach z dziejów myśli społecznej i kwestii robotniczej w XIX i XX w.” Początki ruchu robotniczego i myśli socjalistycznej w publicystyce warszawskiej w latach 1876-1886, do których na szczęście nie uda mi się dotrzeć. Piszę „na szczęście”, bo gdybym dotarł, pewnie bym je przeczytał.
Tak jak przeczytam jej spóźniony nekrolog w dodatku ogłoszeniowym do „Życia Warszawy” z 1988 r. „7 sierpnia 1988 roku zmarła przeżywszy lat 76 MARIA ALINA GOLSZTYŃSKA. Nabożeństwo żałobne odbyło się w dniu 11 sierpnia 1988 r. o godz. 15.30 w kaplicy Halpertów przy ul. Młynarskiej, po którym nastąpiło wyprowadzenie Zwłok na cmentarz miejscowy, o czym zawiadamiają pogrążeni w głębokim smutku rodzina za granicą i przyjaciele w kraju”.
76 lat weźmie się stąd, że urodziła się w grudniu. Pomimo znanej z grubsza lokalizacji, przez dłuższy czas nie będę potrafił znaleźć jej grobu. Pożytek z błądzenia wśród mogił będzie ten, że spotkam wielu znajomych (kalwinów i nie, bo cmentarz ewangelicko-reformowany jest i pozostanie gościnny dla bezwyznaniowców). A więc Kadena-Bandrowskiego, ale też Żeromskiego, Bystronia, Mariana Kociniaka… Czerwińskiego nie, bo choć za rok umierał będzie jako warszawiak, umieranie jego nadzorowały będą w krynickim sanatorium zakonnice. I jak tylko wyzionie ducha, ogłoszą, że tuż przed wyzionięciem ducha minister wyznań i oświecenia „pogodził się z Bogiem”. I to jak się pogodził! Kilka razy przed śmiercią krzyż całował, a kiedy wziął się do umierania na poważnie, to tak ten krzyż ucapił, że jeszcze trupowi trzeba go było siłą z ręki wyrwać, zeznają siostrunie. Na nic się zdadzą kalwińskie protesty, że Czerwiński nie mógł krzyża całować, bo trzy dni leżał całkowicie nieprzytomny. Zaniosą go na Powązki i tam już zostanie.
Za 95 lat całkiem blisko grobu Golsztyńskich natknę się też na grób Danuty Cirlić-Straszyńskiej, która za trzy miesiące urodzi się w Kielcach. Jeszcze pusty, ale już z jednym zniczem i wypisanym wszystkim, co trzeba. „Danuta Cirlić-Straszyńska. Porucznik AK. Tłumaczka literatury. 1930-20”. Kiedy przyjdzie co do czego, dorzeźbi się dwie cyferki i gotowe. A miejsca ostatniego spoczynku ostrowieckiej córy będę szukał długo z powodu jego zaniedbania. Cały grób, łącznie z tablicą, obrośnie niepodcinane przez nikogo pnącze. Jakby Eugenia i Maria Alina jeszcze teraz chciały się ukryć przed ludzkim wzrokiem. Dopiero dozorca cmentarza wyjaśni mi dokładnie, że musi to być grób w tej a tej alejce, szósty za hydrantem i okazałą brzozą. Poza tym odmówi jakichkolwiek informacji poza jedną: że od dawna nikt grobu nie opłaca.
Nad mogiłą Marii Golsztyńskiej zrobi mi się smutno. Z powodu pnącza. Z powodu wiechcia sztucznych kwiatów, które litościwa ręka przesunie na skraj sąsiedniego grobu tak, żeby obsługiwał skazitelną bielą obydwa. Mocniej niż zwykle, bardziej namacalnie dotrze do mnie, jak beznadziejne są te historie ludzkie, które nie zostają spisane. Ku jakiej otchłani i same ciążą, i ciągną nas, szrajberów. Straci znaczenie, że nie była wybitną pisarką i że była wybitną komunistką. Nawet to, że była córką Gecla Goldsztejna, nie będzie miało już tej wagi, co parę dni wcześniej. Nic po niej nie ocaleje, nie zostanie. Przyjdzie czas, że nieopłacany grób zrówna się z ziemią. Tylko ja mógłbym coś ocalić. Gdybym miał tak wielką wiarę w słowo, że góry mógłbym nazywać, gdybym poświęcił resztę życia na zadręczanie dozorcy cmentarza i pastora warszawskiej parafii Michała Jabłońskiego, na ślęczenie nad księgami mieszkańców i aktami Ligi Kobiet, na poszukiwanie potomków przyjaciół w kraju, w których nie uwierzę i rodziny za granicą, nie wiadomo którą… Nie zrobię tego.
Jedynym, co znajdę na zarośniętym grobie, będzie papierek z cukierka. Zielony w ciemnozielone prążki, charakterystyczny dla miętusów. Rzucony pewnie przez dziecko tak nieszczęśliwie, że wyląduje na grobie. Zabiorę go, żeby nie zaśmiecał miejsca wiecznego spoczynku żony i córki Gecla Goldsztejna. A kiedy po powrocie z Warszawy znajdę go w kieszeni płaszcza, zrozumiem, że zabrałem go także na pamiątkę. Ale na czego pamiątkę – nie będę potrafił zrozumieć.
Z przygotowywanej do publikacji (bez pośpiechu) książki Poniedziałek w Ostrowcu.