Na marginesie: “A mój syn…”

Michalina Idzik

Między literaturą: o felietonopisarstwie Jacka Podsiadły (fragm.)

(…)

Tekstom Podsiadły ukazującym się w „Tygodniku Powszechnym” w latach 2000–2007 nie poświęcono wystarczającej uwagi w dyskursie literaturozna­wczym. Pojawiły się nieliczne artykuły, krótkie wzmianki o kilku tekstach, które – mimo że niezwykle interesujące – zginęły gdzieś pod naporem wier­szowych interpretacji. Zdaje się jednak, że to literackość wygrała z pub­licystyką, a poetyckość Podsiadły ujawniła się w lirycznych felietonach, lub (jak może trafniej) w felietonowym liryzmie. Podsiadło pisywał do różnych tytułów, w tym do „Przekroju” czy „Lampy”. Ich dzisiejsze pominięcie to wyraz celowego zamknięcia – sytuacji wydawniczej i tematycznej, która zbiegła się w dwóch książkach zbierających większość „powszechnych” felietonów – A mój syn… oraz Pippi, dziwne dziecko.

Fot. Andrzej Kramarz

(…)

Zakres tematyczny, który podejmuje felieton, jest niczym nieograniczo­ny. U Podsiadły ciężar znaczenia ujawnia się w felietonach, w których najtrudniej czytać wprost. W końcu „Miłość woli dyskrecję od wniebogłosu” [Bo jo cie kochom]. Teksty te mówią głosem literatury, głosem poety i felietonisty; głosem ojca, dziecka, głosem jednoosobowego pokolenia; głosem anarchisty i nonkonformisty; głosem ironii i dowcipu. Szczególnie ważny jest głos poety mówiącego o filozofii i sytuacji społecznej. To, co najważniejsze w wierszach, oddane zostaje na felietonowy użytek.

Podsiadło stworzył swoją własną definicję prywatności. Oprócz charak­terystycznego dla twórczości poetyckiej „lirycznego dziennika intymnego”, można założyć istnienie „lirycznego felietonu intymnego”. Umieszczając w tekstach obraz swojego syna, przekracza granicę prywat­ności, ale robi to na swoich zasadach. Z ironicznym uśmiechem mogli­byśmy powiedzieć, że zdradza nam swoje „dane wrażliwe”, a popularne dziś RODO można w tym wypadku odczytać jako „Rodzinne Opowieści Dobrego Ojczura”. Te opowieści są jednak kontrolowane w taki sposób, by czytelnik miał wrażenie, że Podsiadło dzieli się z nim cząstką swojego życia. Jednak na tym polega różnica między autobiograficznym aspektem dokumentu a autobiografizującym motywem kreacji. Wierzymy Podsiadle nie dlatego, że zapisuje nam swoje życie, ale dlatego, że nam to życie opowiada. Oglądamy (nie podglądamy) intymność, czyli specjalną więź łączącą ojca i syna (nie ojca z synem). Podsiadło daje nam złudną możliwość „wejścia” w życie, lecz im głębiej udaje nam się dotrzeć, im więcej autor zdradza szczegółów, dzieli się wspomnieniem, tym bardziej zdaje się oddalać od poznawczych możliwości czytelnika. Ta intymność jest opisywana z myślą o tym, kto będzie o niej czytał, ale nie jest dedykowana czytelniczemu rozumieniu. Stanowi tajemnicę, którą zdają się rozumieć tylko osoby w niej uczestniczące. Podziwiamy jednak ten rodzaj prywatności, który odkrywając przed „obcym” właściwie większość, opisując najdrobniejszy szczegół, wracając do najważniejszych wspomnień, dzieląc się refleksją, zakrywa właściwie wszystko. To tutaj ukrył Podsiadło typowy sobie tylko rodzaj prywatności: powierzchownie udostępniony, choć tak naprawdę hermetycznie zamknięty. Czytanie wiersza przez pryzmat biografii autora jest trudniejsze, bywa też uproszczeniem. Z felietonami autora Arytmii jest podobnie: niemożliwym staje się odczytywanie kolejnych tytułów bez odniesienia do poetyckiej twórczości. Felieton nie pojedynkuje się jednak z wierszem, po prostu użycza mu miejsca/głosu. Być może mówi do nas felietonowe „ja”, od czasu do czasu wymieniające się z „ja” lirycznym. Ta liryczność zdradza Podsiadłę, „porywa” go do (od?) pisania felietonu zgodnego z jego własną, poetycką grą. Podsiadło nie jest w stanie oderwać się od tej literackości, a jego teksty przepełnione są znaczeniem „zdrapanym do krwi” [Me Cincee Ann, me Cincee Ann]. Felietony nie są stylizowane na literackie wycinki, one po prostu są wycinane z literatury.

(…)

Dla poety osoba dziecka to centrum świata, którego nie rozumie, choć absolutnie podziwia. „Wszystko, co dzieci zostawiają / na twojej Drodze / jest szalenie ważne” [Linia]. Dlatego ważne są nie do końca zrozumiałe esemesy wysyłane przez syna, nielogiczne zagadki, rebusy, czy wspólna gra w piłkę. Dla rodzica każda chwila spędzona ze swoim ukochanym dzieckiem jest chwilą bezcenną, ale chyba nie każdy zastanawia się nad tym, dlaczego. „…nie rozumie tego dziecka, którym był, i to nie znów tak strasznie dawno temu” [Słodka niedziela]. Przyglądanie się nieświadomości, spontaniczności i nie­winności dzieci przy jednoczesnym podziwianiu ich życiowej mądrości, zajmuje autorowi kilkaset stron papieru i kilkadziesiąt lat życia.

Fot. Andrzej Kramarz

(…)

“Podsiadło, będąc ojcem – jest dzieckiem. Jest nim po dwakroć – jako poeta (niedojrzałość, wrażliwość, niewinność) i jako frik, który z rozmysłem nie chce dorosnąć (tzw. syndrom Pippi). Dziwne dziecko – czterdziestoletni „chuligan”, krewki polemista i pogromca biurokracji. Rudy, chociaż blondyn” [J. Olech, Fajny Ojciec – towar deficytowy].

(…)

Felietony dotykające sfery społecznej to przede wszystkim nawiązanie do – upraszczając – anarchistycznej postawy, z którą od lat kojarzy(ł) się poeta-buntownik. W felietonach anarchizm jest widoczny, ale nie dominujący.

„Całkiem rozsądne jest poszukiwanie oraz rozpoznawanie struktur władzy, hierarchii i dominacji w każdym aspekcie życia, a zarazem przeciwstawienie się im. Kiedy nie można znaleźć dla nich usprawiedliwienia, są bezprawne i powinny zostać zdekonstruowane, tym samym zwiększając zakres ludzkiej wolności. Dotyczy to władzy politycznej, własności, zarządzania, relacji pomię­dzy mężczyznami a kobietami, rodzicami a dziećmi, naszej kontroli nad losem przyszłych pokoleń” [N. Chomsky, Marksizm, anarchizm i alternatywne przyszłości].

Podsiadło nie jest w tekstach sam, a będąc ojcem, musi niejako nauczyć się żyć w społeczeństwie. Stąd wycieczki do lekarza, ZUS-u, Urzędu Skarbowego, nadawanie numeru PESEL, czemu towarzyszy pogarda, ale i jednoczesna powinność. „Anarchistą jestem tylko dlatego, że nie przyznaję władzy nad sobą nikomu, komu jej nie dałem” [J. Podsiadło, „Rita Baum” 2007/2008, nr 12, s. 36].

Społeczeństwo to dla Podsiadły „dziwny” konstrukt. Z jednej strony w tym pojęciu zawiera się wszystko to, co powinno łączyć ludzi, wskazywać na cechy wspólne, uwzględniając możliwość interakcji. W felietonach wyłania się jednak wizja społeczeństwa biernego, ogłupionego tym, co dostarczają mu media. W tych tekstach poruszane są kwestie polityczne, które korespondują z antysystemowymi poglądami autora. Podsiadło jest zwo­lennikiem dialogu. Dialog prowadzi również w formie odniesień do tekstów pojawiających się w mediach. Mam na myśli nie intertekstualność obejmującą utwory literackie, ale te bardziej „codzienne”, wyrażające się w czytelniczych odpowiedziach na jego teksty.

(…)

„Tygodnik Powszechny”, katolicki przewodnik po otwartości, na swoich łamach gościł już wielu wybitnych twórców, na których głos czekali chyba wszyscy, z każdej możliwej strony politycznej, dziennikarskiej, społecznej czy artystycznej. (…) Oczywiście, nawet tak szanowany na czytelniczej scenie tygodnik nie mógł się obejść bez skandali, skandalików. Były bolesne rozstania, głośne słowa krytyki, była wizja rychłego bank­ructwa. Dla niektórych pewnie jednym z takich obrazoburczych „gościn­nych wystąpień” (gościna trwała w sumie 7 lat) były teksty Jacka Podsiadły, uznanego przecież za anarchistę, którego wizerunek raczej daleki jest od religijnego. Sam autor, w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”, komentuje zarówno początek, jak i „koniec” [Okazuje się, że Podsiadło powtórnie „zadebiutował” i wrócił do „Tygodnika” tekstem pod wymownym tytułem Szczerze? – M.I.] współpracy: „Doceniam, że wpuścił mnie [ks. Boniecki] na te święte łamy, z czego pewnie musiał się nieraz tłumaczyć, choć nie daję mu prawa do cenzurowania moich wypocin” [J. Podsiadło, Żeby nigdy nie umarliśmy]. Podsiadło zakończył pisanie dla „Tygodnika” po tym, jak redakcja nie dopuściła jego tekstów o Miłoszu i Michniku do druku. Wydaje się to kolejnym momentem, w którym trzeba przyznać Podsiadle, że – choć pisał „na zamówienie” – było to zamówienie pisane na własnych zasadach.

(…)

Algorytmem dla wszystkich podejmowanych przez Podsiadłę tematów jest jego indywidua­lizm i niezależność. Owszem, każdy felieton w swoim założeniu jest subiektywnym spojrzeniem na to, czym żyje opinia publiczna w danym momencie. Podsiadło jednak zdaje sobie taką definicję za nic: nie tematyczna aktualność jest ważna (pojawia się przy okazji), ale to, czy tą aktualnością można przedstawić rzeczy ważne nie dla ogółu, ale dla własnego „ja”. Autor jest autorytarny: podporządkowuje sobie pojęcia, wydarzenia, bohaterów, by osiągnąć swój cel: pozostać sobą, wiernym swoim zasadom i niewiernym nieswojej hierarchii. Oczywiście, porusza tematy ważne z punktu widzenia społeczeństwa, ale nie po to, by się temu społeczeństwu przypodobać. Przedstawia je „językami ognia” – stanowczo, bezkompromisowo, „po swojemu”, nie będąc jednak niewrażliwym na głos drugiego człowieka. Wszystkie tematy, zarówno te filozoficzne, społeczne, jak i te dotyczące artystycznych (nie)dokonań nastawione są na dialog. Rozmawiają zarówno z czytelnikiem, jak i z innym tekstem literackim. To wszystko sprawia, że felietonowa tematyka nie ogranicza się do opisu i komentarza, a zamiast metaforycznych kropek kończących zdanie mamy możliwość wstawienia zarówno nieskończonej liczby przecinków, jak i znaków zapytania.

(…)

Cały artykuł w zeszycie 3 “Ruchu Literackiego” za rok 2021.