„Usnarz Górny to miejsce symboliczne…” – zaczął przemowę pod Płotem minister Błaszczak, a ja w duchu przyznałem mu rację. Do rangi symbolu urosło wiele z tego, co zaczęło się w okolicach Usnarza w sierpniu 2021 r. Symbolem stał się kot szesnastoletniej Mariam. Symboliczne było, że dzieciom w Michałowie jedzenie i słodycze trzeba było przerzucać przez ogrodzenie. Płot Błaszczaka stał się symbolem, Koń Kamińskiego metasymbolem. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich nazwał „symbolem strasznej sytuacji ofiar handlu ludźmi” zdjęcie człowieka wiszącego do góry nogami na Płocie Błaszczaka. Filmik z jego upadkiem i drwinami klnącego jak szewc Nieznanego Żołnierza stał się symbolem m. in. przemiany w rozumieniu hańbienia munduru.
Gdyby minister umilkł w tym miejscu, chwila ciszy też miałaby znaczenie symboliczne. Ale on mówił dalej: „…jeśli chodzi o atak hybrydowy, który został rozpoczęty dwa lata temu. To atak, którego celem była destabilizacja Polski. Ten atak poprzedzał atak rosyjski na Ukrainę, a więc nie ulega żadnej wątpliwości, że te działania były skorygowane i uzgodnione na Kremlu. A więc mamy do czynienia z próbą ataku na wolny świat, dokonaną przez reżim, agresywny reżim, który próbuje odbudować imperium rosyjskie w Europie. Niestety, co mówię ze smutkiem, oprócz tego ataku ze strony białoruskiej, mieliśmy do czynienia z happeningami w wykonaniu środowisk związanych z polityczną opozycją, to właśnie w tym miejscu pewien poseł przeprowadził rajd z torbą reklamową, to właśnie w tym miejscu dwóch innych posłów z Platformy Obywatelskiej urządzało sobie happening w postaci próby dostarczania pizzy”.
Z logiki niedostateczny z plusem. Plus za to, że chcąc powiedzieć „skoordynowane” minister wypowiedział słowo podobne do niego, a nie całkiem inne, i za determinację w dowodzeniu, że znęcając się nad bezbronnymi uchodźcami Wojsko Polskie składa daninę życia taką samą, a może i lepszą niż Ukraińcy ginący w walce z rosyjskim najeźdźcą.
„My mamy za zadanie chronić polskiej granicy – mówił dalej minister, a ja w myśli postawiłem mu niedostateczny z odmiany polskiej granicy przez przypadki. – A więc polska granica będzie chroniona. Jeżeli pan też będzie atakował polską granicę, wobec pana wyciągnięte zostaną konsekwencje”. Tutaj minister straszył dziennikarza kanału Czaban Robi Raban, Piotra Czabana, który po słowach o pizzy głośno powiedział: „Panie ministrze, polska straż graniczna karmiła tych ludzi, zanim przyjechały media. Proszę nie kłamać!” – przy czym ostatnią kwestię powtórzył trzy razy.
Nie minęły dwie sekundy, a już Siły Szybkiego Reagowania stały przy Czabanie i wyciągały konsekwencje. „Nie mogę słuchać kłamstw, proszę mnie nie dotykać” – powiedział Czaban do Nieznanego Żołnierza, ostatnią kwestię wypowiadając dwukrotnie. Następnie przypomniał ministrowi prawdziwe skutki niedostarczenia pizzy: „36 osób zmarło w polskim lesie od czasów Usnarza!”, w odpowiedzi na co minister zaliczył go do „ludzi, którzy sprawiają wrażenie, jakby współpracowali z Putinem”. Przyszedł też do Czabana wyciągać konsekwencje prawdziwy Agent Ochrony: w ciemnych okularkach i z biegnącym do ucha kablem takim sprężynowym jak w starych telefonach stacjonarnych. Nie przedstawił się. „W tej chwili pan zagraża mojemu tutaj bezpieczeństwu pana ministra” – powiedział, śmiesznie zadzierając przy tym głowę, bo dziennikarz przewyższał go pod każdym względem. „Pan mi stoi na nodze” – zwrócił mu uwagę Czaban. Agent przystąpił do wykonywania Czynności Służbowej, którą poseł Braun uznałby z pewnością za Napieranie Ciałem. „Pan zagraża…” „Nie, nie zagrażam. To pan mi zagraża”. „Wykazuje pan, yyy, agresywne tutaj, yyy, zachowanie”. Do małego dołączył agent niezwykle umięśniony. Wywiązała się dłuższa dyskusja, w trakcie której Mały przekonywał Czabana, że powoduje zagrożenie, a Niezwykle Umięśniony, że zakłóca konferencję. „Jeśli pan się nie uspokoi, za chwileczkę przyjedzie tutaj patrol policji. Ja jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo tego miejsca” – straszył Mały. „Ja jestem spokojny” – uspokajał Małego Czaban. Minęło kilka chwil, kiedy nikt nic nie mówił, poza ministrem, który mówił: „Niestety, są też ludzie dziwni, którzy być może nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swych działań…”. Mały wyraźnie przemyśliwał, co dalej, po czym zaczął niemal krzyczeć na próbującego się skupić na ministerialnym przemówieniu Czabana: „W tej chwili utrudnia pan mi czynności. Proszę się uspokoić, dobrze?!”. Czaban poprosił go, żeby się cofnął pół kroku, bo musi przenieść ciężar ciała z nogi na nogę.
Następnie zabrał głos odkrywca Konia Kamińskiego. Ponieważ przynudzał, a Mały ciągle nie trzymał dystansu, Czaban przeprowadził szybką lekcję wychowania obywatelskiego. Teraz to on szeptał Małemu do ucha: „Przez tydzień tutaj trzymali tych ludzi. A ci ludzie tutaj, miejscowi? Zabronili im przekazywania jedzenia. Zaczęli wykorzystywać tych ludzi, żeby ginęli w lesie. Sam trzy trupy znalazłem, wie pan? Trupy, które mogły uzyskać pomoc, ale przez szczucie tych właśnie osobników służby nie poszły do konających, kiedy jeszcze żyli”.
W ciszy jaka zapadła, słowa odkrywcy Konia Kamińskiego wybrzmiały ze szczególną mocą: „…nie dopuściliśmy do tego, obroniliśmy nasze granice i obronimy nasze granice, mając tak dzielnych żołnierzy, tak dzielnych funkcjonariuszy i poparcie zwykłych, normalnych Polaków!”. I wtedy zrozumiałem, że plotąc swoje androny, ministrowie mówią Piotrowi Czabanowi niezamierzone i tym większe komplementy.
Opublikowano dzięki uprzejmej zgodzie redakcji “Tygodnika Powszechnego”