Nisko, coraz niżej

Jesień średniowiecza coraz bliżej. Poflirtowałoby się ten ostatni raz. Niestety, nie pamiętam, jak to się robi. Szczęśliwie wpadł mi w oko magazyn Wyborczej „Wolna Sobota” jeszcze z końca 2020 r., a w nim ponadczasowa, mam nadzieję, ściąga dla osób mojej płci pt. „Maja Staśko radzi, jak dzisiaj flirtować”. Już w pierwszym akapicie znakomita przedstawicielka polskiego fochfeminizmu szkicuje rajski krajobraz: „Jeszcze przed pandemią chodziłam do klubów jak na pole walki, by bronić się przed molestującymi z każdej strony facetami. W klubach byłam jak Kobieta Kot – jednego z łokcia, drugiego z wykopu, od trzeciego się odbiłam. Patrzyłam z góry, czy ktoś nie obmacuje wbrew woli. Podlatywałam i wyrzucałam na drugi koniec sali albo z kopa z klubu. Po chwili na parkiecie tańczyły same dziewczyny. I to był dopiero raj”.

Ciekawe to. I wizja raju, i motywacja każąca autorce chodzić „do klubów” w celu bronienia się przed molestowaniem. Ciekawa jest też jej technika samoobrony: wypatruje z góry (balkonik? loża? dron?) osób „obmacujących wbrew woli”, po czym podlatuje niczym As z Hydrozagadki i wyrzuca z klubu z łokcia albo z kopa. Najciekawsze jest, że sympatyczny podlotek, pomimo wzmiankowanych kopa i wykopu, postrzega siebie jako Kobietę Kota, a nie Kobietę Konia.

Choć to niemożliwe, drugi akapit jest jeszcze ciekawszy! „Bezpieczne były kluby gejowskie – chodziłyśmy z dziewczynami, żeby się dobrze bawić bez macania i ciągłej walki. Ale heteroseksualni macacze to odkryli, zaczęli tam przychodzić, by nas napastować”. No, to już jest normalnie powieść sensacyjna. Bez klucza, bo wciąż nie wiem, o co chodzi z tym macaniem, czy cały czas obracamy się w kręgu klubów dla niewidomych? Wyobraźnia podsuwa mi mroczne obrazy Heteroseksualnych Macaczy, którzy pod prąd własnej orientacji gremialnie podążają do klubów homoseksualnych, tak silnie zakorzeniona jest w nich potrzeba macania Kobiety Kota i jej koleżanek… Dalej badaczka odkrywa zależność między epidemią heteroseksualnego macania a epidemią koronawirusa. „Kobiety zostały zamknięte ze swoimi oprawcami” – pisze, a ja aż się boję zapytać, czy Koty też. „Całą dobę z mężczyzną, który się znęca. Albo zamaseczkowany czuje się jeszcze bardziej anonimowy, więc pewnie wzrosła liczba przypadków molestowania czy masturbacji w przestrzeni publicznej. […] I oczywiście aplikacje randkowe. Piszę do kolejnego typa, że mnie molestuje, i słyszę: »Pojeb…? Tak to nigdy nie znajdziesz faceta«”.

W tym fragmencie najbardziej mnie intryguje, że oprawca zamknięty ze swą ofiarą i 24 godziny na dobę zajęty macaniem jej, znajduje też czas i przestrzeń na masturbację w przestrzeni publicznej. Czy to nie „zamaseczkowany” Einstein? Oburza mnie też do głębi, że typ molestujący autorkę za pomocą aplikacji randkowej użył w swym chamskim, macackim domyśle męskoosobowej formy „pojeb” zamiast respektującej równość płci „pojebini”.

Maja Staśko, fot. materiały promocyjne High League

Przystępując do porad, Kobieta Kot opiera się na zeznaniach pięciu osobników, z którymi flirtowała „w ostatnich miesiącach”. Wynika z nich, że współcześni mężczyźni flirtować nie umieją, a szczególnie źle im się flirtuje z Mają Staśko, bo np. jeden z nich czuł się podczas flirtu „jak podczas kontroli bezpieczeństwa na lotnisku: wiedział, że nie ma się czym martwić, ponieważ nie jest obleśny […], ale wprowadziło go to w tryb zachowania, który w pewnym sensie obniżył swobodny flirt”. Przypomniało mi to, jak strasznie pikały bramki na obleśność i jak pikował samolot, gdym leciał którejś wiosny z Rzeszowa do Gdańska. W całym życiu nie flirtowałem z tyloma osobami, z iloma Maja Staśko w ostatnich miesiącach, a tu się okazuje, że nawet te marne osiągi to nie były żadne flirty, tylko molestowanie, gwałt i przemoc w czystej postaci, ponieważ „przed #MeToo” cała „komunikacja romantyczna […] była oparta na molestowaniu”. Na wyżyny stylu wznosi się autorka, kiedy okaleczywszy połowę gatunków literackich, wprowadza się w tryb harlequina i ni z gruchy, ni z pietruchy, opisuje flirt jakichś bliżej nieokreślonych zboków:  „Lubili się przytulać i spędzać razem czas. Ale granica była wyraźna: nie całują się i nie uprawiają seksu. […] Gdy ostatniej nocy przed wyjazdem szykowała się do snu, zaczął ją przytulać. Zszedł niżej. Mówiła, że nie chce, nie przestawał. Potem zaczął seks z penetracją. Nie miał na to jej zgody. […] Do przemocy trzeba wiedzieć, że się ją wykonuje – tłumaczył jej świat. […] Nie pamiętał, żeby mówiła »nie« przy seksie oralnym, a przecież nie będzie pytał »chcesz?« przed włożeniem”.

Muszę tu wyłożyć, o co chodzi. Z grubsza o to, że ona nie mogła powiedzieć „nie” przy seksie oralnym, bo oni nie uprawiali seksu, nawet się nie całowali, a seks oralny to wiecie. A raz, jak się przytulali, to on zszedł niżej. No, załóżmy, że mieszkali na czwartym piętrze, tak? No to on zszedł niżej, na trzecie. Do sąsiadki imieniem Penetracja. I on zaczął z nią seks. Stoi przecież napisane, że z Penetracją. A Maja Staśko przeczytała w tym czasie najsłabszą z książek Rebekki Solnit, dlatego zawsze kiedy mężczyzna mówi do kobiety, to zdaniem Staśko próbuje tłumaczyć jej świat, a zatem „wykonuje przemoc”, dlatego w obecności kobiety najlepiej niech nikt w ogóle nie otwiera mizoginicznego ryja.

Zwracając się do czytelników per „chłopaki”, Kobieta Kot wyrozumiale pisze: „Większość z was nie chce molestować, umówmy się”. Na szczęście nie podaje, w którym klubie. Bardzo proszę Heteroseksualnych Macaczy o info na priva, w którym klubie Kobieta Kot aktualnie przebywa, gdyż byłby to jednak nadzwyczajny obciach, dać się wyrzucić od gejów z kopa albo z łokcia.

“Artykuł”, do którego się odnoszę: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,26528761,maja-stasko-meczylysmy-sie-z-tym-latami-teraz-wy-sie-pomeczcie.html