W czasach kiedy wojna sprowadzona została do postaci hybrydy, piosenka „O mój rozmarynie” domaga się zrerewidowania i zredefiniowania, gdyż mieści w sobie w całości gabaryty ducha Żołnierza Polskiego i wspaniale oddaje stan tego ducha w godzinie próby. Zaczyna się inwokacją do przyprawy tylko dla zmylenia wroga, aby skierować go w maliny, podczas gdy zamaskowany rozmarynem Żołnierz Polski dobierze się do jego piwniczki, a i żonę wrażą gotów będzie wziąć za dobrą monetę. Piosenka zaraz na wstępie wyjaśnia, że Żołnierz Polski wywodzi się w prostej linii z niespełnionej miłości, gdyż bohaterski narrator zapowiada, że z rozmarynem na wierzchu pójdzie się oświadczyć bliżej nieokreślonej Marynie i dopiero jak ona powie „Nie kocham cię”, to on jej pokaże, na co go stać. Zaciągnie się mianowicie do wojska, gdzie dadzą mu „uniform popielaty”, żeby nie tęsknił „do swej chaty”. Ponieważ jest to Żołnierz Polski, zanim uda się na front, musi się narąbać, toteż dadzą mu również „manierkę z gorzałczyną”. Za sprawą gorzałczyny zarówno znajdzie rym do dziewczyny, jak też i przestanie za nią tęsknić. Jasno z tego widać, że chodzi o zalanie się w trupa, gdyż Żołnierz Polski pijany, ale zachowujący choć promil świadomości, tęskni za dziewczyną jeszcze bardziej niż na trzeźwo, ponieważ jest jej wierny.
Zabieg przeniesienia wierności żołnierskiej z obiektu przeciwpłciowego na obiekt patriotyczny nie może się dokonać bez ofiar. Na bezkresnych polach logiki poległ m.in. Piewca Piosenki Polskiej Tomasz M. Lerski. W święcącej stulecie Niepoprawności książce „Sto lat piosenko!” śmiałymi pociągnięciami pióra zapisał, iż „Rozmaryn miał ongiś wielkie znaczenie w polskiej tradycji ludowej, traktowany jako symbol wierności. Wierności nie tylko w uczuciach, ale też wierności sprawom tak wzniosłym jak ojczyzna, jak jej wolność, honor, godność…”. To by się chłop polski zdziwił, gdyby wiedział, jakim wzniosłościom służy, rżnąc głupa za pomocą pługa lubo młócąc niewiastę!
W dalszej części utworu Żołnierzowi Polskiemu dadzą też „szkaplerzyk z Matką Boską”, żeby go broniła pod Moskwą, z czego można wnioskować o umiarkowanym zaufaniu, jakim obrońca naszych podmoskiewskich granic darzy oręż właściwy, w który Ojczyzna go wyposaży, tj. ostrą szabelkę. Żołnierz Polski zapowiada, że kiedy „wyjdzie na wiarusa”, tzn. będzie już napity, zuniformizowany i niedozbrojony, to da Marynie szansę opamiętać się, czyli pójdzie do niej jeszcze raz i zapyta, czy na pewno ma zaznaczyć odpowiedź de. Chyba tylko kobieta zdolna jest tak się wyzuć szacunku dla munduru, tak pogardzić życiem ludzkim, żeby w tej dramatycznej sytuacji powiedzieć: „Tak, definitywnie proszę, zaznacz odpowiedź de: nie wydam się”. Wtedy on już musi się „poświęcić”, znaczy się pójść z szabelką tam, gdzie „kule świszczą i bagnety błyszczą”. Następnie nastąpi najbardziej wzruszający moment utworu, bo Żołnierz Polski ogłasza, że skoro Maryna nie chce, to śmierć go pocałuje.
Piosenki bojowe takie jak „O mój rozmarynie” są bardzo potrzebne naszej Kulturze Narodowej ze względu na to, że mają one charakter łabędziego śpiewu. Gdyby ich nie było, pijany Żołnierz Polski musiałby chyba umierać za Ojczyznę z tradycyjnym „Sto lat” na ustach. Na wypadek, gdyby Żołnierz Polski chciał ruszyć na wroga dodając sobie animuszu tą właśnie pieśnią, której jest bohaterem, serwis Wolne Lektury podsuwa mu narzędzie o nazwie „Leśmianator”. Klikając przycisk „miksuj tekst utworu” otrzymuje się od Leśmianatora gotową wersję pijacką, dzięki czemu Żołnierz Polski nie musi bełkotać samodzielnie. Podejrzewam, że sam Leśmianator potężnie daje w dziób w godzinach pracy, gdyż odpaliwszy go u początków niniejszego felietonu otrzymałem wersję zaledwie podchmieloną „O mój rozmarynie kocham cisawego”, na finiszu zaś było to już z daleka zalatujące denaturatem „Pójdę do jedynej – / kabaciągnę się, / a jak mi ostrzelcy maszerują, strogami / i się”.
Pocałunek śmierci spowoduje, iż Żołnierz Polski stanie się martwy. Nieboszczyka zaniosą Marynie, żeby się przekonała na własne oczy, do czego doprowadziła swoją nieprzejednaną postawą. Wtedy ona, korzystając z okazji, że będzie już za późno, „zaleje się łzami”. Jednak Żołnierz Polski będzie do niej żywił urazę do końca a nawet jeden dzień dłużej, bo już leżąc w mogile, zwróci się do Maryny spod ziemi w krótkich żołnierskich słowach: „Nie chciałaś mnie kochać, nie roń teraz łez”.
Wiedząc, że bohater nasz jest już dogłębnie nieżywy, nie zdziwimy się, iż jego przemowa końcowa i bez pomocy Leśmianatora jest pozbawiona sensu. Chyba że słowa „Za tę naszą ziemię skąpaną we krwi, za nasze kajdany, za wylane łzy” potraktujemy jak toast zza grobu, co może i jest najlepszym wyjściem z tej niezręcznej sytuacji.