Panie prezydencie, konstytucja jest niekonstytucyjna

Napisałem do prezydenta.

Napisałem też dla “Krytyki Politycznej” komentarz do mojego pisma do prezydenta.

Oba teksty poniżej.

Panie prezydencie,

ja, Jacek Podsiadło, syn Stanisławy i Mieczysława urodzony w 1964 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim, oświadczam niniejszym, że zrzekam się i wyrzekam obywatelstwa polskiego. Informuję Pana jako najwyższego urzędnika Rzeczypospolitej Polskiej, że nigdy nie byłem i nie jestem członkiem żadnej organizacji państwowej, obywatelem żadnego państwa. Tym samym nie akceptuję i nie uznaję władzy organów państwa polskiego nade mną. Proszę o pilne przekazanie tych informacji wszystkim politykom, urzędnikom i innym funkcjonariuszom Pańskiego państwa, a także swojemu następcy w godzinie ustępowania z prezydenckiego urzędu.

Wyjaśniam, iż urodziłem się jako człowiek wolny i jako człowiek wolny zamierzam umrzeć. Wolność jest moim przyrodzonym prawem i dobrem osobistym, potwierdzonym m.in. w pierwszym zdaniu pierwszego artykułu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka: „Wszystkie istoty ludzkie rodzą się wolne i równe w godności i prawach”. W sprzeczności z tą niepodważalną i nienaruszalną zasadą stoją zarówno słowa ustawy o obywatelstwie polskim Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z czasów, w których się urodziłem („Dziecko nabywa przez urodzenie obywatelstwo polskie, gdy oboje rodzice są obywatelami polskimi”), jak też stwierdzenia obecnej ustawy o obywatelstwie oraz słowa konstytucji Pańskiego państwa mówiące, iż „Obywatelstwo polskie nabywa się przez urodzenie z rodziców będących obywatelami polskimi”. Konstytucja kłamie, gdyż z urodzenia nabywa się wyłącznie cech i własności przyrodzonych, do których w żadnym razie nie zalicza się przynależność organizacyjna. Moja Wolność obejmuje Wolność stowarzyszania się i zrzeszania, zatem nie można mnie bez mojej wiedzy i zgody uczynić członkiem żadnej organizacji. Zgody na nabycie obywatelstwa państwa nigdy nie wyraziłem, nawet w sposób pośredni, np. biorąc udział w tzw. wyborach. Od roku 1982, kiedy zostałem zmuszony do przyjęcia dowodu osobistego stwierdzającego nieprawdę, iż jestem obywatelem PRL, nieprawdę tę – zmienioną później w nieprawdę o obywatelstwie RP – potwierdzałem i potwierdzam do dziś wyłącznie w sytuacjach przymusu i pod groźbą, najczęściej pod groźbą niemożliwości wykonywania pracy zarobkowej bądź swobodnego przemieszczania się. Niniejszym staję przed Panem w Prawdzie i oświadczam raz jeszcze, że obywatelem żadnego państwa nie jestem, a jedyne źródła władzy, jaką Pan i organy państwa Pańskiego usiłujecie nade mną sprawować, to bezprawna uzurpacja i przemoc.

Użyłem w pierwszym zdaniu wyrażenia „zrzekam się”, ponieważ nie chcę Panu utrudniać zadania i pragnę przyjaznego ułożenia stosunków między mną a państwem, które Pan reprezentuje. Wiem, że konstytucja RP mówi w art. 34: „Obywatel polski nie może utracić obywatelstwa polskiego, chyba że sam się go zrzeknie” i na tym bezwarunkowym stwierdzeniu artykuł ów wyczerpuje swą treść. Tym samym, jeżeli Pan lub inny organ państwa błędnie zakładali, że byłem obywatelem państwa polskiego, w chwili złożenia przeze mnie oświadczenia o zrzeczeniu się stało się ono skuteczne i wiążące dla Państwa w świetle postanowień konstytucji. Konstytucja wraca jeszcze do tematu ponad sto artykułów dalej, kiedy stwierdza, że prezydent „wyraża zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego”. Mam nadzieję, że rozumie Pan i język polski, i autonomiczną naturę konstytucji w stopniu wystarczającym, aby wiedzieć, że artykuł ten zawiera domniemanie zgody prezydenta i nakłada na niego obowiązek jej wyrażenia. Nie można go rozumieć jako możliwości niewyrażenia zgody, ponieważ nie zawiera takiego sformułowania, a rozumiany w ten sposób stałby w jaskrawej sprzeczności z art. 34, zatem byłby niekonstytucyjny.

Tymczasem wiem także, że powołując się na ustawę o obywatelstwie, warunkuje Pan uznanie nieprzynależności państwowej osób narodowości polskiej m.in. wyrażeniem przez siebie zgody, którą z kolei warunkuje Pan m.in. okazaniem bliżej nieokreślonego „przyrzeczenia” nadania obywatelstwa innego państwa. To bezprawne, bardzo niesprawiedliwe i – co nieważne dla mnie, ale być może istotne dla Pana – sprzeczne z konstytucją z powodów wyłożonych powyżej.

Miło mi poinformować Pana, iż wszystkie moje dokumenty tożsamości wydane przez państwo polskie zawierały bądź zawierają nieprawdziwe dane w zakresie szerszym niż tylko rzekome polskie obywatelstwo. Błędne dane wzięły się po części z niechlujstwa urzędników państwowych, po części z przymuszania mnie do podawania danych nieistniejących, czego konsekwencją musiało być tworzenie danych fikcyjnych. Gotów jestem, jeśliby państwu Pańskiemu na tym zależało, rozważyć przyjęcie wystawionego przez nie dokumentu tożsamości wyraźnie stwierdzającego, że NIE JESTEM jego obywatelem i zawierającego wyłącznie prawdziwe dane. Dokument taki mógłby być rodzajem paszportu nansenowskiego; istotnym ze względu na symboliczną wymowę argumentem za jego przyjęciem byłoby dla mnie, gdyby powtarzał sformułowanie zawarte w dokumentach wydawanych przez państwo polskie w 1968 r.: „Posiadacz niniejszego dokumentu nie jest obywatelem polskim”. W pierwszej jednakże kolejności proszę o uznanie mojej bezpaństwowości na piśmie i przesłanie tegoż pisma na adres wskazany w nagłówku.

Państwo polskie wielokrotnie dopuszczało się i dopuszcza wobec mnie niesprawiedliwości i nadużyć z wykorzystaniem monstrualnej machiny biurokratycznej i aparatu przymusu, których funkcjonowania nie da się w całości objąć logicznym umysłem. O nadużyciach tych, a także o wymagających naprawy ogromnych obszarach życia społecznego zdominowanego przez państwowe deregulacje i monopolizacje będę jeszcze Pana informował. Ponieważ poprzednie moje próby dochodzenia sprawiedliwości i naprawienia krzywd spotykały się z milczeniem bądź odmową motywowaną niewłaściwością organów, do których się zwracałem, zwracał się będę z nimi do Pana jako najwyższego państwowego urzędnika. Jeśli uzna się Pan za organ niewłaściwy w którejkolwiek z tych spraw, wyrażam zgodę na przekazanie ich organowi właściwemu.

Ze względu na wagę i publiczny charakter tych spraw, a także ze względu na płynący z ich poruszenia wysoki pożytek społeczny, nadaję naszej korespondencji charakter otwarty i zastrzegam możliwość upublicznienia Pańskiej odpowiedzi. Oczekuję, iż będzie ona niezwłoczna.

Z wyrazami szacunku

Jacek Podsiadło

Posuwam do prezydenckiej kancelarii żeby zdążyć, zanim zamkną. Fot. Jakub Szafrański/Krytyka Polityczna

Konstytucja zaczyna się wierszowanym słowotokiem. Tak, preambuła rozpisana jest na wersy. Początek pierwszego, hołdującego barokowej poetyce zdania, brzmi: „W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, / odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, / my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, / zarówno wierzący w Boga / będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, / jak i nie podzielający tej wiary, / a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł…”. Po wielu jeszcze przygodach tasiemcowe zdanie kończy się na „…ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej / jako prawa podstawowe dla państwa, / oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. W pierwszym rozdziale znajdujemy jeszcze stwierdzenie zapisane już prozą: „Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej”.

Że niczego o mnie nie ma w konstytucji, chociaż występuje się tam w moim imieniu, rozumie się już przy słowach „my, Naród Polski – wszyscy obywatele…”. Po postawieniu znaku równości między narodem i obywatelami, konstytucja zajmuje się tylko tymi ostatnimi, w ogóle nie interesując się ludźmi. Tymczasem „prawa podstawowe dla państwa”, „prawa obywatelskie” ani mnie nie dotyczą (bo nigdy się na obywatela państwa nie „zapisałem”), ani nie są mi potrzebne do szczęścia. W zupełności wystarczyłoby mi, gdyby władze – państwowe czy nie – nie łamały Praw Człowieka.

Jakim w ogóle prawem stanowi się prawa, jaki jest sens tego stanowienia, z jakiej – poza pragnieniem władzy – ludzkiej potrzeby się ono bierze? Odpowiedź jest zadziwiająco prosta. Z potrzeby sprecyzowania i zagwarantowania jedynego naprawdę obowiązującego ludzi prawa: spoczywającego na wszystkich ludziach obowiązku czynienia dobra tożsamego z zakazem wyrządzania zła. Konstytucja także uznaje to prawo za powszechne, skoro zakłada, że każda osoba narodowości polskiej i każdy obywatel polskiego państwa hołdują Prawdzie, sprawiedliwości, dobru i pięknu. Jednak jako źródła prawa w Polsce nie wskazuje tych uniwersalnych wartości, ale samą siebie. Pasikonik odkrywa, że umie skakać i ogłasza się tygrysem.

Immanentnie działają w ludzkim świecie prawa naturalne, zrozumiałe same przez się, nie wymagające uzasadnienia i nie negowane, bo niemożliwe do zanegowania, przez żaden system prawny. Są to prawa natury, prawa logiki i prawa moralne. Nie wolno stanowić prawa sprzecznego z nimi i nie da się tego zrobić skutecznie – próbujący ustanowić takie prawo zawsze działają bezprawnie, nawet jeśli sobie to bezprawie zalegalizują. W gruncie rzeczy „stanowienie” praw jest tylko potwierdzaniem, uświadamianiem i uściślaniem prawa i tak powszechnie obowiązującego.

Z praw naturalnych wynikają Prawa Człowieka. Ludzkość en bloc przypomina sobie o nich po wielkich kataklizmach, które sama powoduje. Państwo polskie po dziś dzień stoi dumnie obok Arabii Saudyjskiej, Czechosłowacji, Hondurasu, Jemenu, Jugosławii, Republiki Południowej Afryki i Związku Radzieckiego w szeregu ośmiu państw, które Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r. nie uznały (choć i nie sprzeciwiły się jej). Fakt ten ma znaczenie wyłącznie symboliczne, jest jednym z tych, które warto uwzględnić na tabliczce znamionowej przykręconej państwu polskiemu do czoła. Poczucie Wolności, prawa najczęściej naruszanego, wspólne jest wszystkim ludziom a pragnienie Wolności wszystkim istotom, dlatego jej wartość, jako oczywista, nawet niezadekretowana nie przestaje obowiązywać. Uniwersalna wymowa Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka spowodowała nawet, że jej zapisy obowiązują jako prawo zwyczajowe.

Od podstaw, „od nowa” stanowi się tylko prawa porządkowe, takie jak prawo o ruchu drogowym, ale i to można czynić tylko w służbie dobru. Tymczasem rozumne i uczciwe postępowanie co rusz traktowane jest w polskim prawie jak występek. Fundamentalną wadą systemu prawnego obowiązującego w państwie polskim jest ta, że stworzono i rozbudowuje się go, mając na względzie przede wszystkim przestępców i idiotów, nie przejmując się losem ludzi uczciwych i mądrych. Tym sposobem cały naród zmuszany jest do równania w dół, postępowania według norm stworzonych z myślą o najpodlejszych swych jednostkach.

Im więcej bezwzględności w prawie, tym bardziej totalnego charakteru nabiera państwo. Totalność ta skutkuje pozbawianiem tzw. obywateli możliwości prawego i szczęśliwego życia w zgodzie z samym sobą. Treścią ludzkiego życia czyni to, co winno stanowić tylko jego ramy. Zbiorowa histeria towarzysząca wszystkim „wyborom” w sytuacji spolaryzowania życia społecznego, jest tego konsekwencją. Dlaczego nigdy nie wziąłem udziału w żadnych wyborach? Bo wiem, że demokracja pośrednia, twór równie logiczny jak pływalnia sucha albo pieszczoty zdalne, to urządzenie świata służące wyłudzaniu legitymacji do sprawowania władzy. Nie przypadkiem ogromna część „wyborców” przyznaje, że wybiera „mniejsze zło”. System, który, żeby się samouzasadnić, musi wskazywać dobro jako cel swego istnienia, w praktyce uniemożliwia wybór dobra. I chociaż zawsze wybieracie zło mniejsze, to dziwnie długo nie udaje wam się zahamować jego postępów.

Skoro u podstaw całego systemu prawnego leży prosta zasada czynienia dobra, sam system również mógłby być całkiem prosty, nawet kiedy byłby rozbudowany. Jednak proste zastosowanie prostych zasad spowodowałoby, że łamanie ich stałoby się widoczne nawet dla prostych ludzi, a tego władza boi się jak ksiądz nieświęconego mydła. „Zepsucie państwa poznaje się po mnożeniu prawa” (Tacyt). Od wielu lat Polska jest europejskim liderem w produkcji prawa i doprawdy mogłaby eksportować swoje buble do republik bananowych. Międzynarodowa organizacja audytorsko-doradcza Grant Thornton International Ltd. w raporcie za 2015 rok wyliczyła, że Polska produkuje 56 (pięćdziesiąt sześć!) razy więcej aktów prawnych niż Szwecja, 26 razy więcej niż miłujące nade wszystko porządek Niemcy. Nie znalazłem nowszych danych porównawczych tego rodzaju, ale wiadomo, że w 2023 r. prawojebcy polscy natłukli półtora razu więcej aktów prawnych niż w 2015. Najnowszy „Barometr prawa”, raport polskiego oddziału Grant Thornton z 2024 r. podaje: „Jeśli ktoś chciałby na bieżąco śledzić wszystkie zmiany w prawie, w 2023 roku musiałby każdego dnia roboczego na samo czytanie aktów prawnych poświęcić 2 godziny i 34 minuty (przy optymistycznym założeniu, że na przeczytanie jednej strony aktu prawnego potrzebne są 2 minuty” oraz „Aby poznać sens nowo przyjmowanych przepisów, przedsiębiorca czy zwykły obywatel musieliby teoretycznie czytać też teksty jednolite aktów prawnych, a to wymagałoby kolejnych kilku czy nawet kilkunastu godzin dziennie”. Teraz wystarczy dołożyć do tego świętą, nienaruszalną i tym chętniej wykorzystywaną, choć rażąco nieaktualną paremię Ignorantia legis non excusat, a obraz wymarzonego państwa każdej władzy będzie pełen: mogą posadzić każdego i on się nigdy nawet nie dowie, za co. Uczcijmy w tym miejscu głębszym niż zwykle wcięciem akapitowym pamięć Optimusa Romana Kluski.

Niebywale skomplikowana i niespójna, ale niespójności swe skrywająca m.in. z pomocą wspomnianej nadmiarowości, sieć narzuconych nam przemocą praw powoduje, że każdy z nas finansuje krzywdę wyrządzaną przez państwo i jemu, i innym ludziom. Przykładów są tysiące, przypomnieć sobie potrafiłbym na pewno kilkaset, niektóre z nich mam nadzieję opisać na tych łamach. Złożą się one na opowieść o tym, jak państwo, narzucając ludziom obywatelstwo, czyni ich niewolnikami. Jednocześnie zamierzam szkolić państwo w zakresie dzieła autonaprawy, za uprzejmym pośrednictwem jego aktualnego prezydenta.

Uprzedzając najgłupsze z możliwych a ulubione przez sługusów władzy pytanie służące odwróceniu uwagi od sedna sprawy, wyjaśniam, że nie wypowiedziałem państwu posłuszeństwa ani przed wyborami, ani po wyborach. Nie zrobiłem tego ani w przeddzień agresji Rosji na Polskę, ani przed żadnymi świętami. Zrobiłem to w dniu, w którym naszła mnie nieprzeparta ochota na to. W trzecią rocznicę napaści Rosji na Ukrainę. W dziesiątą rocznicę odmówienia mi pomocy przez ministra sprawiedliwości i rzecznika praw obywatelskich, do których się zwróciłem z braku rzecznika Praw Człowieka. Najszybciej jak potrafiłem po ogłoszeniu przez obecne władze państwa polskiego, że zamierzają się wziąć za Prawa Człowieka.

Jac Po
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z plików cookie, abyśmy mogli zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o plikach cookie są przechowywane w Twojej przeglądarce i wykonują takie funkcje, jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje strony internetowej są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.