W wypełnionej do ostatniego miejsca sali rozmawialiśmy z Anną Łazar, Marcinem Gaczkowskim i Romanem Browką o Stusie, a nawet o Stusach. Bo spadkobiercą dzieła i legendy Wasyla Stusa jest jego syn, Dmytro. I jak ja teraz pracuję nad przekładem „Czasu tworczosti”, to wszyscy mi mówią albo: „Mam kontakt z synem Stusa, musisz się z nim spotkać”, albo „Tylko unikaj jak ognia tego Dmytro Stusa”. No i w sumie nie wiem. Ale poproszę pierwszego sekretarza, żeby do referendum dodał pytanie „Czy Podsiadło ma się spotkać ze Stusem”, niech naród rozstrzygnie.
Na pewno jesteście ciekawi, jak się czułem w Gdańsku. Otóż ja się tam czułem dobrze. Bardzo przyjemnie się rozmawiało z Anią i Marcinem, co drugi słuchacz był z Ukrainy i Ania wcieliła w życie świetny pomysł, żeby oryginały wierszy czytali po ukraińsku właśnie ludzie z publiczności. Nie było kuluarów, dlatego rozmowy kuluarowe po spotkaniu odbyły się w tym samym miejscu, co spotkanie. Z rozmów tych pragnę ocalić od zapomnienia wspomnienie Marcina, jak on spotkał się z Dmytro Stusem i co najlepiej zapamiętał. Otóż Dmytro powtórzył mu jedną z rozmów z ojcem z dzieciństwa. Wasyl Stus zalecał mu, żeby się wystrzegał nienawiści i zwrócił uwagę na to, jak nienawiść zmienia widzenie świata. „Może zauważyłeś, synku – mówił poeta Wasyl Stus – że kiedy człowiek albo jakieś zwierzę jest bardzo złe, to oczy zwężają mu się w szparki. A trzeba patrzeć szeroko”.