Prawa człowieka, głupcze!

Pięć używanych t-shirtów w rozmiarze XL z napisem KONSTYTUCJA oddam za jedną nową eSkę z napisem PRAWA CZŁOWIEKA.

O prawach tych, nawet jeśli różnie je nazywano, ludzkość przypominała sobie zawsze po wielkich kataklizmach, które sama spowodowała. Po drugiej wojnie światowej ludzkość tak się przejęła, że stworzyła Powszechną Deklarację Praw Człowieka, czyli spróbowała te prawa po prostu spisać. Polska obok Arabii Saudyjskiej, Czechosłowacji, Hondurasu, Jemenu, Jugosławii, Republiki Południowej Afryki i Związku Radzieckiego pozostaje do dziś jednym z ośmiu, które Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka nie uznały (choć i nie sprzeciwiły się jej). Jako jedną z przyczyn Polska wskazywała wówczas (wskazuje do dziś?) brak w katalogu praw (!) spisu obowiązków (sic!) człowieka wobec społeczeństwa i państwa. Podaję to jako ciekawostkę bez większego znaczenia, bo praw człowieka się nie stanowi, nie nadaje, nie przyjmuje i nie odrzuca; one były, są i będą obowiązywały tak długo, jak długo przetrwa ludzkość.

Każdy, kto prawom człowieka zaprzecza, łamie je albo czuje się władny je „zawiesić”, stawia się w jednym rzędzie, owszem, z największymi zbrodniarzami, ale przede wszystkim z największymi głupcami w historii. Praw człowieka nie tylko nie można odebrać, ich nawet nie można się zrzec! Ktokolwiek bowiem coś o prawach człowieka słyszał albo czytał, w pierwszej kolejności dowiadywał się, że są one przyrodzone, powszechne, niezbywalne i nienaruszalne. Język prawny nazywa je podstawowymi, czyli takimi, które nie wypływają z innych praw, co oznacza między innymi, że nie trzeba ich uzasadniać. Należą też do praw moralnych, z tym samym skutkiem: nie trzeba uzasadniać, dlaczego zrobiło się coś dobrego, a nie zrobiło złego. Także ludzie prości i niepiśmienni mają ich świadomość, choć mogą nie potrafić jej wyartykułować. Kto kopnięty w zadek przez silniejszego od siebie odbiera to nie jako zrządzenie losu, ale jako niesprawiedliwość i naruszenie jego praw, jest świadom praw człowieka.

Jedyne ograniczenia praw człowieka to w gruncie rzeczy samoograniczenia, z tychże praw i związków między nimi wynikające. Kto łamie prawa człowieka, sam zastosowanie tych praw wobec siebie ogranicza. Weźmy tak powszechnie znane prawa człowieka jak prawo do życia i prawo do Wolności. Kto prawo do życia łamie i staje się mordercą, ogranicza swoje prawo do Wolności i musi się liczyć z uwięzieniem. Nawet siedząc w więzieniu, nie jest pozbawiony praw człowieka i zachowuje także prawo do Wolności, ale zrealizować je będzie mógł dopiero, kiedy inni ludzie uznają, że ich prawu do życia już nie zagraża albo znajdą inny sposób zabezpieczenia się od niego. Logiczne.

Powszechność i niezbywalność odróżnia prawa człowieka m. in. od praw obywatelskich. Te się nabywa i tych można pozbawić. W sytuacji podzielenia między siebie globu przez organizacje państwowe, w interesie władz państwowych leży udawanie, że nie ma istotnej różnicy między jednymi a drugimi. Ponieważ nie chce mi się dłużej czekać na ten kataklizm, już teraz przypominam, że jest różnica, ogromna.

Wszystkie znane mi akty innego niż porządkowe prawa stanowionego naruszają prawa człowieka. Nawet te, które w preambułach na prawa człowieka się powołują i udają, że w całości się z nich wywodzą. Powołując się na prawa człowieka wprost, łamią je okrężną i pokrętną Drogą. Oczywiście nie na każdym kroku, oczywiście dyskretnie na ile się da i tylko wobec mniejszości, żeby większość obywateli miała wrażenie, że ich to naruszenie praw nie zaboli, a nawet, kosztem mniejszości, zadowoli. Np. Europejska Konwencja Praw Człowieka z 1950 r. (ratyfikowana przez Polskę już w 1993) wśród osób, które można pozbawić Wolności, po umysłowo chorym, alkoholiku i narkomanie wylicza… włóczęgę! Jedną z najpiękniejszych, najszlachetniejszych figur w historii wszystkich chyba kultur, naszej na pewno.

Akurat na włóczęgę zwracam uwagę, bo wśród „legalnie” łamanych praw człowieka najczęściej łamie się prawo do Wolności. Nie przypadkiem pozbawienie Wolności jest równoznaczne z uwięzieniem – pierwszym, co przychodzi na myśl, kiedy mowa o Wolności, jest swoboda poruszania się, Wolność podróżowania. Zwierzęta żyjące wolno to te, które mogą swobodnie się przemieszczać i poleżeć sobie w dowolnym miejscu, kiedy najdzie je ochota. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w preambule powołuje się na przyrodzoną godność człowieka i jego prawo do Wolności, a dalej mówi nawet: „Wolność człowieka podlega ochronie prawnej”. To wprost. A którędy wiedzie okrężna Droga, jaką się obywatela polskiego Wolności pozbawia?

Żeby władza, żeby władza, żeby władza była władzą,  musi najpierw obywateli zniewolić. Kiedy Deklaracja Praw Człowieka w pierwszym zdaniu pierwszego artykułu stwierdza uroczyście, że „Wszystkie istoty ludzkie rodzą się wolne”, konstytucja RP stanowczo temu zaprzecza, twierdząc, że w Polsce ludzie rodzą się jako niewolnicy państwa, oczywiście bez użycia tak rażących sformułowań. Konkretnie mówi: „Obywatelstwo polskie nabywa się przez urodzenie z rodziców będących obywatelami polskim”. To cudowny przykład próby ustanowienia przez polityków prawa naturalnego i powszechnego, sam Pan Bóg przez siedem dni i nocy lepiej by tego nie wymyślił. Przez urodzenie nabywa się tzw. praw krwi, cech dziedzicznych, mówiąc po ludzku. Np. wskutek kopulacji kogoś narodowości z grubsza polskiej z kimś także narodowości z grubsza polskiej rodzi się istota narodowości z grubsza polskiej. Z kota i kocicy rodzą się kocięta, nigdy bocianięta. Istota ludzka spłodzona przez obywatela polskiego do spółki z obywatelką polską nie rodzi się obywatelem polskim, tak jak córka członkini Stowarzyszenia Miłośników Salcesonu i członka Stowarzyszenia Miłośników Salcesonu nie rodzi się członkinią Stowarzyszenia Miłośników Salcesonu a syn kibica Arki Gdynia i kibicki Arki Gdynia nie rodzi się kibicem Arki Gdynia. Przynależność organizacyjna nie jest cechą krwi. Konstytucja kłamie, proszę państwa.

Dopiero jednak uczyniwszy obywateli swoimi niewolnikami, państwo polskie może pozbawić ich Wolności podróżowania lepiąc kolejne akty prawne i udając, że nie są bezprawne. Żaden z nich, broń Boże, nie zabrania podróżowania! Możecie sobie podróżować, bylebyście przebywali w miejscu stałego pobytu. Możecie sobie nawet poprzebywać w miejscu pobytu tymczasowego, pod warunkiem zameldowania się w nim na pobyt tymczasowy. Jesteście wolni, w miesiącach wakacji i okresach urlopu wasz łańcuch ma całe osiem metrów długości, szerokiej Drogi! Czy komuś poza Cyganami zbrodniczo zmuszanymi do osiadłego życia taki zakres Wolności przeszkadza? Chyba tylko alkoholikom, narkomanom i włóczęgom.

Skupiam się na prawie do podróżowania, bo ono akurat łamane jest w sposób modelowy, a wiąże się też z prawem do azylu, które demiurg Tusk zawiesi, jak tylko prawnicy znajdą mu haczyk (do innych praw znajdowali w mig, a do praw człowieka jakoś nie mogą…). Powszechna Deklaracja Praw Człowieka mówi: „Każda osoba jest uprawniona do opuszczania jakiegokolwiek kraju, włączając swój własny kraj, jak również do powrotu do swego kraju”. A w następnym zdaniu: „W razie prześladowania, każda osoba jest uprawniona do ubiegania się o azyl i korzystania z niego w innych krajach”. Logiczne? Logiczne. Każdy, kogo bez powodu leją w jego rodzinnej wsi, ma prawo szukać schronienia gdzie indziej. W przytłaczającej większości państw władze różnego szczebla stosują wobec własnych obywateli tortury (raporty Amnesty International z ostatnich dekad dokumentują, czyli udowadniają ich stosowanie mniej więcej w trzech czwartych istniejących państw; niewątpliwie pozostaje pewna ilość państw, których władzom udaje się stosowanie tortur ukryć). To oczywiste, przyrodzone, naturalne, niezbywalne, powszechne, nienaruszalne i nie wymagające uzasadnienia prawo człowieka, że kiedy go torturują, prześladują, zastraszają, biją lub gnębią w inny sposób we własnym kraju, próbuje znaleźć schronienie w innym kraju. Zniżę się nawet do poziomu premiera – o Jezu, aż mnie w krzyżu strzyknęło – i wyjaśnię, że prawo do azylu nie przysługuje ludziom nietorturowanym, nieprześladowanym i niegnębionym w żaden sposób, zatem także nie można go zawiesić, skoro nie obowiązuje, nie istnieje – o Boże, jak nisko upadłem. Kto natomiast występuje przeciw któremukolwiek z praw człowieka, wyklucza się z Rodziny Ludzkiej, o której nawet marna polska konstytucja pisze z dużych liter.