Rzeczy żenujące i ruchy niegodne

A mój syn ryczy właśnie: „Z drogi, durnie, bo to jadę ja, a nie jakiś stary głupek od normalnej jazdy!” Do kierowców krzyczy, bo ma w komputerze nową grę w pościgi samochodowe.

Niezwyczajna rozmowa znalazła się w najnowszym numerze pisma „Kartki”. Jego redaktor naczelny, Bogdan Dudko, rozmawia z poetą, tłumaczem i dyrektorem Instytutu Polskiego w Pradze, Zbigniewem Machejem. Obszerne fragmenty poświęcone są Miłoszowi. Zbyszek kurtuazyjnie zastrzega: „Nie chciałbym się tutaj nad Miłoszem pastwić”, ale potem jeździ na nobliwym nobliście bez obcyndalania się i zahamowań. Żebyście to wyraźnie zobaczyli, muszę sporo zacytować. „Mniej więcej rok temu ukazała się fundamentalna książka Tymoteusza Karpowicza «Słoje zadrzewne». Jak dotąd nie znalazłem na ten temat jakiejś rzetelniejszej recenzji czy analizy. Za to trwa niekończący się festiwal Miłosza (…). «To», jak również opublikowany ostatnio «Traktat teologiczny» to są rzeczy żenujące (…). Jest to stary, odgrzewany bigos starego niedźwiedzia, który jest teraz emerytowanym cyrkowym niedźwiedziem i bezustannie zawraca nam głowę swoimi pseudo poczciwymi myślami o swoim życiu i swoim Bogu. Chce nas za wszelką cenę wzruszyć swoimi złudzeniami i rozpaczami, żałosnymi wspomnieniami erotycznymi i teologią emerytowanego niedźwiedzia cyrkowego. (…) to są produkcje na poziomie serialu «Złotopolscy» (…). Najlepszy Miłosz to Miłosz z «Ocalenia», a wiersze z «Ocalenia» powstały w pierwszej połowie XX wieku. (…) sporo rzeczy, które mnie poruszały 10-20 lat temu, już mnie teraz zupełnie nie poruszają, zupełnie mnie nie żywią [Bogdan, korekta, zawsze Ci mówiłem! –JP]. Tak jest na przykład z Aleksandrem Watem, którego na przełomie lat 70. i 80. czytałem pasjami, rano, wieczór we dnie w nocy [Bogdan!!! – JP], a teraz mnie zupełnie nie bierze (…). Podobnie jest z Miłoszem, Herbertem, Nową Falą, Wojaczkiem. (…) Więc teraz, po lekturze książki «Słoje zadrzewne», tak to widzę: najważniejsi w drugiej połowie XX wieku polscy poeci to Różewicz, Karpowicz i Białoszewski”.

Naprawdę dziwna rozmowa. Aż zaraz zadzwoniłem do Bogdana z pytaniem, czy Zbigniew ją autoryzował, bo ja na przykład wszystkich tzw. wywiadów udzielałem „Kartkom” po pijaku i nie wszystkie własne wywody podobały mi się potem na trzeźwo. Okazuje się, że autoryzował. Podsumujmy zatem twórczy żywot Miłosza w ujęciu Macheja. Pół wieku temu pisze niezłe wiersze. Potem pisze, pisze i pisze, wydaje kolejne książki, mnóstwo krytyków myli się przypisując im jakąś wartość, czytelnicy tysiącami mylą się i biorą Miłosza za wieszcza, szwedzka akademia omyłkowo daje mu Nobla, nawet Zbigniew Machej ulega omamom i zaczytuje się Miłoszem! Ale w pewnym momencie w życiu Miłosza następuje przełom: Machej czyta „Słoje zadrzewne”. I co ta bestia, ten stary cyrkowy niedźwiedź Miłosz robi w tej zupełnie nowej sytuacji, zamiast wsiąść na cyrkowy rower i odjechać do matecznika? Ośmiela się wydawać nowe książki, chociaż Macheja to już „zupełnie nie bierze”! Popełnia również wiele innych niegodnych czynów, np. pisze recenzję z „Panny Nikt” Tomasza Tryzny, która „sparaliżowała Tomka jako pisarza”. Emeryt, niedźwiedź i paralizator!

Nie wypowiadam się tym razem na temat literackiej wartości dorobku Miłosza. Ale pytam, czy aby na pewno wszystkiemu winien Miłosz. Jak każdy człowiek, obywatel Miłosz ma prawo pisać wiersze, jakie mu się żywnie podoba. Może winien Jurek Illg, że w ostatnich książkach puszcza Miłoszowi słabe wiersze? A kto winien festiwalu Miłosza? Czy Miłosz go organizuje? Czy Miłosz nachodzi redakcje zmuszając je do publikacji swoich wierszy? Czy domaga się przysyłania sobie ankiet typu „Dlaczego piszę”? I do kogo ma żal Zbyszek, że nie ukazały się rzeczowe analizy Karpowicza? Niech je sam napisze, skoro trzeba. Na zdemaskowanie Miłosza jako literackiej miernoty też miał dwadzieścia lat dorosłego życia.

Rozmowie w „Kartkach” towarzyszą trzy jego wiersze. Ja tam nie mam pretensji o pierwszy z nich, „Pszczeliny bzyknienia” (Słój, bo pszczelam, słój / bo pszczelam – dolatywało / z luźnych trąb spasieki itd.), choć, a propos odgrzewanego bigosu, flaczki te smakują jak podebrane z wczorajszego talerza Wojtka Kuczoka. Nie mam pretensji o wiersz „to tamto”, choć to jeden z wielu utworów wyrażających tę tylko myśl, że w języku ludzkim jest dużo fajnych słów i warto ich używać (toaleta toast tobogan tobół / toccata toczek toczeniec toczeń / toczydło toffi toga tojad itd.). Każdy orze, jak może. I w ogóle pisałbym dziś chyba o czym innym, gdyby Zbigniew nie wplótł w litanię zarzutów pod adresem Miłosza „żałosnych wspomnień erotycznych”. Bo o to mam pretensje. I tu przytoczę trzeci wiersz, który łatwo zmieści się w całości, „Kochajmy się”: Kochajmy się jak psy huskie: / nie zdejmując z twarzy maski. [Bogdan, łaski! Husky! Husky!!! Bo ludzie pomyślą, że pisząc „psy huskie” Zbigniew ma na myśli husytów! – JP].

Tutaj zgłaszam zdanie odmienne. W masce można się tylko pieprzyć, kochać się można tylko bez maski. Inne zdanie mam też na temat erotycznych wspomnień Czesława Miłosza. Zasadniczo podstawowy akt seksualny homo sapiensa w każdym przypadku ma swoją żałosną stronę, którą celnie uchwycił Immanuel Kant, o ile rzeczywiście po pierwszej wizycie w domu publicznym powiedział: „Rzecz sama w sobie dość przyjemna, tylko te ruchy niegodne filozofa”. Choć nie bardzo wiem, jakie kryteria żałosności przykłada Zbigniew do wspomnień Miłosza, trudno o bardziej żałosne niż jego własne, wyrażone w wielu znanych mi wierszach traktujących z grubsza o tym, że jechał w tym samym tramwaju, co nieznana dziewczyna, patrzył na nią i miał swoje myśli (też umiem się nie obcyndalać, co?). Jakie przygody, takie wspomnienia. Wspomnienia Miłosza cenię na tyle, że zawsze się cieszę, ilekroć przypomni mu się kobiece imię, zsunięte ramiączko czy inny szczegół „tych spraw”. Podziwiam Miłosza za odwagę, kiedy na przykład jako starzec zwierza się z kontemplacji dziewczęcej urody na lotnisku. Zbigniewa Macheja też podziwiam za odwagę, w żadnym cyrku nie widziałem clowna tak zdesperowanego, żeby rzucał się z pazurami na choćby najstarszego niedźwiedzia.

Miłosz ma 90 lat. Miłosz ci wszystko wybaczy. Jak to stary niedźwiedź, mocno śpi. Jak się zbudzi… E, gdzie by mu się tam chciało budzić, kiedy można pospać.

Felieton pochodzi z 2002 r.

Jac Po
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z plików cookie, abyśmy mogli zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o plikach cookie są przechowywane w Twojej przeglądarce i wykonują takie funkcje, jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje strony internetowej są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.