Kiedy ministrzyna Duszczyk tłumaczył w sejmie, że chce „ograniczyć” prawa człowieka, ponieważ „próbują nas zdestabilizować przez tworzenie sztucznego szlaku migracyjnego”, brzmiał jakby mówił, że należy ograniczyć działanie prawa Archimedesa, ponieważ cudzoziemcy nad Bałtykiem tworzą w okresie letnim sztuczny tłok. Kiedy uspokajał, że nie naruszy „praw Polaków, mieszkańców Polski”, było to jak wezwanie, żeby się nie bać, bo polscy ratownicy nad polskim morzem będą przytrzymywać pod wodą wyłącznie łby/główki cudzoziemców/dzieci cudzoziemców.

Podobnie jak prawo Archimedesa, prawa człowieka – w odróżnieniu np. od praw obywatelskich – nie zostały stworzone przez nikogo, ale istnieją obiektywnie, same przez się. Dlatego kiedy ministrzyna powiedział: „Jest gradacja praw obywatelskich, praw człowieka, jest państwo, którego obywatele mają w pewien sposób pierwszeństwo do tych praw” – to kłamał dopiero od połowy tego zdania. Gradacja praw istnieje, tak. Ale na pierwszym miejscu stoją prawa człowieka. I nie jest możliwe ich zawieszanie czy ograniczanie. Można je tylko albo respektować, albo łamać.
Ponieważ prawa człowieka nie zostały wymyślone przez sztab prawników, bardzo łatwo je też – w odróżnieniu od większości obowiązujących praw – zrozumieć. Duszczykowi proponuję proste ćwiczenie umysłowe, które nawet jemu to umożliwi. Imagine all the people… Sorry, uległem wpływom postkomunistycznym. Wyobraź sobie rodzaj ludzki jako mieszkańców jednej globalnej wioski. Wioska jak wioska: sołtys, knajpa, kościół, remiza, dołek, cmentarz… Może się nazywać Tuskolasy. Każda rodzina mieszka w swojej chałupie, uprawia swoje poletko, może być nawet ogrodzone. Jest jeden pijak we wsi, obywatel Kargul. Obywatel Kargul, kiedy się napije, nachodzi sąsiadów i rozrabia. Zabierają go wtedy na dołek, a kiedy krzyczy „Za co?!”, tłumaczą mu, że to się fachowo nazywa „naruszenie miru domowego”.
Kargul bije też po pijaku żonę i dzieci. Zdarzało się, że ona w środku nocy, bojąc się o życie i o życie dzieci, zabierała je i uciekała z nimi do sąsiada – może nazywać się Pawlak – a Kargul gonił ich z siekierą. Duszczyk, nie śpij na wykładzie, skup się przez minutę, bo teraz będzie o prawach człowieka. Pawlak, mimo że spał albo dokuczał swojemu koniowi, kiedy Kargulowa z dziećmi łomotała do jego drzwi, nie miał do niej żalu o zakłócanie miru domowego. Nawet jeśli wysoko sobie cenił dokuczanie koniowi, miał je wypisane na sztandarach i śpiewał w remizie hymny ku jego czci, znał też gradację praw. Prawo do dokuczania koniowi jest bardzo ważne, ale jeszcze ważniejsze jest prawo do życia i prawo do ratowania życia swoich dzieci. Ponadto Pawlak rozumiał, że gdyby jego bito i atakowano siekierą, też by uciekał i szukał ratunku. Dlatego Pawlak zawsze pomagał Kargulowej i Kargulętom, nie aż tak żeby wpuścić je pod swój dach, ale zawsze odwoził je do tymczasowego ośrodka w remizie, w której go szanowano, w związku z czym miał od niej klucz.
Kargula bardzo to wkurwiało. Postanowił więc dokonać instrumentalizacji, której instrumentem niezmiennie była siekiera. Zaprosił do siebie siedem swoich sióstr rodzonych i siedem sióstr stryjecznych, a każdą z nich z siedmiorgiem dzieci. Było to bardzo podejrzane, bo całe Tuskolasy wiedziały, że miał tylko trzy siostry. I co noc ganiał z siekierą i te prawdziwe, i te rzekome (niektóre miały wąsy i kieszenie wypchane kartami pamięci z aktami, i to zoofilii!), nawet na trzeźwo, wręcz naganiał je wprost na chałupę Pawlaka. Niektórych nawet nie musiał bić, same bardzo chętnie leciały przez wieś z krzykiem „Pawlak, ratuj!”, chociaż krzywda im się nie działa. Pawlak nie miał spokoju, prawie nie spał, koniowi nie dokuczał już ze trzy miesiące. Poszedł więc do sołtysa i spytał, co robić.
Tu musimy urwać opowiadanie, uczynimy je otwartym i pozwolimy tzw. życiu dopisać własne zakończenie. Czy sołtys Tuskolasów okaże się człowiekiem dobrym i mądrym, a społeczność tuskolaska dostatecznie silna, aby stawić czoła tej trudnej sytuacji? Czy na nadzwyczajnym zebraniu Koła Gospodyń Wiejskich sołtys uczciwie powie do chłopaków z komendy i ze straży: „Na Kargula nie ma mocnych, ale musimy ratować Pawlaka i nie możemy pozostawić strasznemu losowi jego sióstr. Musimy szczególnie starannie sprawdzać siostry Kargula pod względem wąsów i kart pamięci. Przepraszam społeczność naszej wsi, że straż i komenda okazały się niewydolne, ale zmuszony jestem prosić was wszystkich, żebyśmy próbowali wspólnie pomóc błąkającym po okolicznych lasach wyczerpanym ofiarom Kargula”. A może sołtys Tuskolasów okaże się bufonem i cykorem, nadmie się i powie: „Nie oddamy Kargulowi ani guzika! Dał nam przykład rząd Finlandii, jak zwyciężać mamy! Płot postawić, drutem kolczastym wzmocnić, kto przelezie, przepychać z powrotem, napierdalać, nie patrzeć, kto prawdziwa ofiara, a kto szpieg, jak mi który poda szklankę wody dziecku, to pójdzie pod sąd za udzielenie korzyści osobistej, trudno, gdzie konia dręczą, tam wióry lecą, racja stanu tego właśnie ode mnie wymaga”.
Nie wiem, choć się domyślam. W chwili, kiedy piszę te słowa, w Kole Gospodyń Wiejskich trwa „wysłuchanie publiczne”. Duszczyk był tego wysłuchania „entuzjastą”. Teraz gospodynie nie będą mogły powiedzieć, że ich nie wysłuchano.
