Moja ukochana książka Tomasza Różyckiego to „Dwanaście stacji”. Dziś sam już nie wiem, czy z tylko z powodów ściśle literackich, czy również z pobudek natury sentymentalnej. Na najwyższej półce obok „Dwunastu stacji” mam też „Kapitana X” i „Rękę pszczelarza” i długo się wahałem, zanim się ostatecznie na „Rękę…” zdecydowałem. Oto trzy wiersze dla mnie „naj” z niej.
Przyjaźnimy się z Tomkiem od ćwierćwiecza, chyba nawet z górą. Góra z górą się nie zejdzie, ale Podsiadło Różyckiego zawsze znajdzie. Jest jedynym poetą, z którym zdarza mi się rozmawiać o poezji, nie za często oczywiście. Jest bardzo podobny do swojej papierowej wersji, a to rzadkość. Taki wiecie, cicha woda, siła spokoju, niby nic, a za jednym machnięciem ręki trzy pszczoły potrafi złapać i zanim na dobre złapie, to już wypuści.
Na zdjęciu Tomek podczas majówki 2023, udający się w kierunku rzeki na trójkącik z udziałem słońca, wiosny i trawy niemal dokładnie w tym miejscu, w którym w filmie „Wściekły” seryjny zabójca dokonuje zabójstwa. Bo to jest w Opolu, mieście-palimpseście.