Będę się powtarzał, ale refleksję nad upadkiem państwa trudno zacząć od czego innego jak postawienia mu diagnozy kontrolowanego rozdwojenia jaźni. Państwo jest systemem wyzysku mas przez uprzywilejowane elity, któremu się wydaje (lub który udaje, że mu się wydaje), że jest braterską wspólnotą równych sobie ludzi. I jego jeszcze nie upadłość, ale już upadek na tym też polega, że jako system wyzysku i opresji państwo doskonale się sprawdza, a jako wspólnota – w ogóle. Widać to np. po wzorcach zrzeszania się; rys wspólnotowy znajdziemy tylko w organizacjach niepaństwowych, zwanych „pozarządowymi”. Widać to też po osławionym „uszczelnianiu systemu” w różnych jego odsłonach i zastosowaniach.
Trudno znaleźć lepszy przykład zbrodni na wspólnocie niż system podatkowy. Uszczelniony tak, że wspólnota się udusiła. Podatek, który u swego zarania nie był niczym innym, jak składką na wspólne potrzeby, ściepą na remizę w globalnej wiosce, władza zamieniła z biegiem lat w haracz ściągany groźbą i przemocą. Co biorąca udział w dobrowolnej składce jednostka może dostać w zamian za swój finansowy wkład we wspólną sprawę? Załatwienie tej sprawy i tzw. satysfakcję, zadowolenie z siebie, że ma się w tej sprawie udział. Za podatek dostaje figę. I listek figowy, którym władza zakrywa swe przyrodzenie – półtora procent na coś pożytecznego, kiedy cała reszta idzie na fanaberie aktualnej ekipy przy korycie. Zabierając obywatelowi jego pieniądze jeszcze zanim trafią do jego rąk, władza nie tylko okrada go w sensie dosłownym (kradzież zalegalizowana pozostaje kradzieżą a zwroty podatków jako zwroty przedmiotu kradzieży są zarazem przyznaniem się do niej), ale też okrada go z satysfakcji, przyjemności płacenia na wspólny cel. Zarazem uniemożliwia mu okazanie obywatelskiego nieposłuszeństwa w stylu Thoreau, nie pozwala na gest sprzeciwu będący prawem każdego człowieka. Last but not least, władza czyni obywatela wspólnikiem, zmuszając do współfinansowania jej złoczynnej działalności. Kto zniszczył życie Tomasza Komendy? Policja, sąd i służba więzienna. Kto został za to ukarany? Jakiś policjant? Nie. Sędzia? Nie. Klawisz? Nie. Ja? Tak. To pieniędzmi ukradzionymi m. in. mnie państwo polskie zapłaciło Komendzie kilkanaście milionów. Wcześniej zapłaciło nimi za źle wykonaną pracę policjantom-nieudacznikom, zbrodniczym sędziom i zwyrodniałym klawiszom.
Popularność portali zrzutkowych i nieustające, mimo wejścia w wiek chrystusowy, sukcesy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pokazują, że nadal duża część społeczeństwa (wspólnoty), w odróżnieniu od państwa (elity przy korycie) chce i potrafi być ofiarna, kiedy trzeba przyłożyć się finansowo do dobrej sprawy. Ponieważ elity stanowią dziś najlepsi z motłochu wybrani przez ten motłoch aby jak najlepiej reprezentować interesy motłochu, trudno im postrzegać wszelkie niepaństwowe inicjatywy obiektywnie. Kiedy stare Kukizisko próbuje swoim prowincjonalnym rozumkiem odgadnąć reguły życia społecznego i otwiera buzię, to próbuje np. potępić Owsiaka i nawet nie wie, że wychodzi mu pochwała Owsiaka, a krytyka państwa. Medium, którego jest godne, czyli „Faktowi”, opowiada o swoich kolejnych rozczarowaniach Wielką Orkiestrą. „Poinformowano, że pieniądze będą zbierane na nowe karetki. Zbiegło to się akurat z zakupem nowej floty samochodów dla Sejmu. Sytuacja nie do pomyślenia! Fundacja zajmuje się tym, czym powinno państwo. To ówczesny rząd powinien podjąć decyzję o zakupie karetek, a nie zrzucać to na barki tej czy innej fundacji. Wówczas nasze drogi, moje i WOŚP-u, się rozeszły na kilka lat” – mówi, zawieszony na rogatkach Niemodlina i niezdolny do uczynienia kroku w przepaść, jaką byłoby dla niego rozejście się jego dróg z rządem. Ma też żal do Owsiaka, że WOŚP gra raz do roku, a jego zdaniem powinna dzień w dzień. „Pomagać trzeba na co dzień. Ja na przykład nieustannie od trzech lat wpieram Ukraińców i Polaków w Ukrainie”. No to pozbieraj swoje Piersi i graj codziennie, pokaż światu, gdzie Owsiaki zimują. „WOŚP jest bardzo zblatowana z liberalnym establishmentem”. „Blatują się” typy twojego pokroju z podobnymi sobie w sejmie, natomiast na poziomie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pana Jerzego Owsiaka zawiera się przyjaźnie. „Ale to, co wzbudziło we mnie ostatnio większe emocje, to cała ta akcja ze środkami dla powodzian, jakie państwo przekazało fundacji Owsiaka. To jest absurd i nieuczciwe, żeby potężne pieniądze nie były bezpośrednio przeznaczone dla powodzian, ale za pośrednictwem Owsiaka”. No ale, Kukiziątko ty moje, weź tak, wiesz, na rozum. Skup się i posłuchaj, co mówisz. Owsiak zabrał państwu czy państwo przekazało Owsiakowi? Państwo przekazało Owsiakowi czy powodzianom przez Owsiaka? Powodzianom przez Owsiaka dlatego, żeby Owsiak mógł zajumać połowę, czy dlatego, że Owsiak lepiej niż państwo potrafi pomagać obywatelom? Skoro przyznajesz się do buzujących w tobie emocji, czy nie byłoby lepiej walnąć kielona na uspokojenie, zamiast paplać jak czapla gdy w ścieku się tapla?
Koniec dygresji. Co jest najgorsze w systemie? Może to, że działa tylko w jedną stronę. Kiedy władza dokręca obywatelom podatkową śrubę do oporu, to jednocześnie daje całkowity luz swoim zwieraczom w kwestii rozporządzania społecznymi pieniędzmi. Czego najbardziej brak w systemie? Podstawowych instytucji nadzoru na trasie władza-obywatel, nadmiarowo obecnych na trasie obywatel-władza. Czyli: władza za bardzo się wpierdala w życie obywateli, jednocześnie pozbawiając ich niemal całkiem wpływu na siebie samą. Perfekcyjna w zabieraniu, okazuje się bardzo nieudolna przy (od)dawaniu. Ogromnej ilości nieprawidłowości, oszustw i przestępstw można by zapobiec, stwarzając instytucje doraźnej interwencji w sprawach oczywistych. Tych dużego kalibru i tej drobnicy, o której przykładach czytamy codziennie, żeby nazajutrz zapomnieć. Remigiusz Korejwo, który przyjrzał się sprawie Tomasza Komendy i przyczynił się do uniewinnienia go, powinien być nie Remigiuszem Korejwą, ale instytucją, do której Komenda mógłby się zgłosić 18 lat wcześniej. Przecież jego sprawa w ogóle nie była zawiła, nie trzeba było być wielkim detektywem, żeby dostrzec wszystkie błędy policji i sądu, które Korejwo i jego współpracownicy wykazali. Wystarczyłoby, żeby przyjrzał się tej sprawie ktoś nie będący ani kretynem, ani złoczyńcą. Instytucją taką mogłaby być instytucja rzecznika praw obywatelskich, gdyby nie była fasadowa, albo instytucja rzecznika Praw Człowieka, gdyby była. Podkreślam, że chodzi mi o sprawy oczywiste lub prawie oczywiste; Komendę uniewinniono po 18 latach nie dlatego, że nie znaleziono dowodów jego winy, ale że w materiałach śledztwa od 18 lat leżały oczywiste dowody jego niewinności. A sprawa Komendy to przecież wierzchołek góry lodowej, jeden z kilku, które, jak sprawa Optimusa Romana Kluski, przebiły się do świadomości społecznej za sprawą ogromu oczywistych niesprawiedliwości stojących za nimi. A spraw bardzo podobnych, choć drobniejszych, kiedy niewinni ludzie zostają przemieleni przez system i nie mają gdzie się zwrócić, chociaż ich niewinność widoczna jest gołym okiem, jest niezliczona ilość.
W najbliższym czasie postaram się opisać na własnym przykładzie funkcjonowanie organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi. Pokażę, jak ZAiKS uszczelnia system pobierania opłat za korzystanie z utworów cudzego autorstwa i przyczynia się do upadku internetowych radyjek pokroju mojego Domowego Radia Studnia, przy jednoczesnym rozszczelnieniu systemu przekazywania tych opłat autorom do tego stopnia, że przez 20 lat nie mógł mnie znaleźć jako beneficjenta, chociaż przez kilka lat co miesiąc znajdował mnie jako płatnika. A dzisiaj opowiem Wam inną historię będącą jedną z tysiąca tych zaliczających się do drobnicy. Z życia wziętą, choć niewiarygodną. Aby ją uwiarygodnić, opatrzę ją kopiami różnych pism. Nie musicie ich czytać w całości, ale na niektóre po prostu będziecie musieli zerknąć, żeby moją historię zrozumieć. Na zachętę powiem, że Kafka spotka się tu z Orwellem. Będzie m. in. o tym, jak system zajebał mi pieniądze tytułem nienależnego podatku, jak potem zajebał mi zwrot tego podatku i nie tylko, jak zjebał mi życie, oczerniając mnie, gdzie się tylko dało i jak kazał mi się odjebać, kiedy go prosiłem o ratunek.